Buzdygan domagał się od Wikimedii i administratorki Agnieszki K. usunięcia na trwałe artykułu na swój temat, który - jego zdaniem - naruszał jego dobra osobiste, oraz zamieszczenie w tym miejscu przeprosin. W Sądzie Okręgowym domagał się jeszcze 100 tys. zł zadośćuczynienia, jednak przed SA zrezygnował z tego roszczenia. SA zgodził się z ustaleniami SO i, powołując się na opinię biegłych, uznał, że pozwani nie mieli możliwości technicznych, aby na stałe usunąć artykuł - w mniemaniu powoda - obraźliwy dla niego, bowiem nie są ani autorami tekstu, ani nawet jego dysponentami. - Biegli uznali, że pozwani nie mogą na trwałe blokować publikacji artykułów i nie są władni dokonywać zmian w ich treści. Skoro tak, to nie mogą odpowiadać za treści, które się tam znalazły - uzasadniał decyzję sądu Franciszek Marcinowski, przewodniczący składu sędziowskiego. Ponadto Sąd Apelacyjny w przeciwieństwie do Sądu Okręgowego uznał, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda. Zdaniem sądu nie może być mowa o naruszeniu dóbr osobistych, bowiem pozwani nie odpowiadają za treści zamieszczone w artykule. Marcinowski dodał, że "trzeba byłoby sprecyzować, jakie to dobra osobiste powoda zostały naruszone i jakim zachowaniem czy wypowiedziami". Dodał, że zdaniem sądu dobra osobiste powoda nie zostały naruszone. - Powód jest aktywnym uczestnikiem szeregu dyskusji, na wielu forach internetowych. I w tym sensie jest osobą publiczną - mówił przewodniczący. Według niego, powód biorąc udział w debacie publicznej, gdzie krąg dyskutujących jest nieograniczony musi się liczyć z różnymi opiniami na swój temat i niejako godzić się na to - "istota internetu na tym polega". - Przystępując do takiej dyskusji, można z całą pewnością przewidzieć, że przynajmniej część opinii będzie negatywna. Nasilenie tych negatywnych ocen może być różne - mówił sędzia. Już po ogłoszeniu wyroku w rozmowie z dziennikarzami Buzdygan nie ukrywał swojego zbulwersowania nie tyle z wyroku sądu, ile jego uzasadnieniem. - Oczywiście, że powinienem mieć większą odporność na krytykę, ale jest różnica między krytyką, a podszywaniem się pod moja osobę - mówił Buzdygan. Wyjaśnił, że to tak, jakby on podszywał się pod ważnego polityka w Polsce i na forach internetowych groził zabijaniem ludzi. Następnie w Wikipedii znalazłby się wpis, że ów polityk zamierza zabijać ludzi. - Obraża mnie, że w internecie nazywają mnie "trollem", bo to najgorsze, co można powiedzieć o człowieku w sieci. Jednak sęk w tym, że taka opinia na mój temat powstała na podstawie słów osób, które się pode mnie podszywały - mówił Buzdygan i zapowiedział kasację od wyroku. Sąd Okręgowy we Wrocławiu, który odrzucił wcześniej jego wniosek, uznał, że Wikimedia ani pozwana administratorka Agnieszka K. nie odpowiadają za ewentualne naruszenie dóbr osobistych, związanych z treściami opublikowanymi w artykule zamieszczonym na stronach Wikipedii. W Wikipedii można przeczytać, że Buzdygan to "polski przedsiębiorca, znana i kontrowersyjna postać polskiego usenetu", "zajmujący się trollowaniem", (czyli prowadzeniem w kontrowersyjny sposób dyskusji w internecie - przyp. red.).