Jednym z wątków śledztwa jest ustalenie, czy dyspozytor straży pożarnej przyjmujący zgłoszenie o pożarze działał prawidłowo. Do pożaru przy ul. Kraszewskiego we Wrocławiu doszło w nocy z piątku na sobotę. Około północy mieszkańcy budynku zawiadomili dyspozytora Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, że w jednym z mieszkań zapaliła się wersalka, ale sami ugasili palący się mebel. Dyspozytor z kilkunastoletnim stażem nie wysłał na miejsce żadnej jednostki, aby sprawdzić stan faktyczny. Kilka godzin później - o 4 nad ranem - w tym samym mieszkaniu doszło albo do innego pożaru, albo ugaszony przez lokatorów mebel zajął się ponownie. W wyniku pożaru śmiertelnemu zaczadzeniu ulegli lokatorzy z mieszkania położonego piętro wyżej. Kobiecie, w mieszkaniu której doszło do pożaru, nic się nie stało. Lokatorzy zawiadamiając pierwszy raz dyspozytora straży pożarnej, mówili o pijanej kobiecie - właścicielce mieszkania i palącej się wersalki. - Prowadzimy śledztwo, które ma wyjaśnić, czy w mieszkaniu przy ul. Kraszewskiego doszło do umyślnego podpalenia, zaprószenia ognia, czy może zwarcia instalacji elektrycznej - poinformowała w środę Małgorzata Klaus, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Dodała, że na tym etapie śledztwa prokuratura przesłuchała m.in. właścicielkę mieszkania, ale nie chce ujawniać, co mówi kobieta i gdzie była w trakcie pożaru. - Czekamy na opinię ekspertów w tym zakresie. A wydanie takiej opinii potrwa ok. miesiąca - mówiła Klaus. Rzeczniczka wyjaśniła, że jednym z wątków śledztwa jest sprawdzenie, czy służby pożarnicze działały prawidłowo. Wewnętrzne postępowanie prowadzi również Państwowa Straż Pożarna we Wrocławiu. - Na tym etapie mogę jedynie powiedzieć, że prowadzimy takie wewnętrzne postępowanie wyjaśniające" -powiedział w środę Krzysztof Gielsa, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu. Dodał, że dyspozytor, który feralnego dnia pracował, służy w straży kilkanaście lat i zawsze cieszył się dobrą opinią.