Chłopiec był chory na dziecięce porażenie mózgowe, kontakt z nim był utrudniony. Opiekunka społeczna, która odwiedzała rodzinę nie zauważyła niczego podejrzanego. Gdy przychodziła do domu, dziecko zwykle spało szczelnie przykryte kołdrą. Gdy Krzysztof trafił do szpitala był skrajnie wyczerpany. Zmarł po dwóch godzinach od chwili przyjęcia go na oddział. Biegli lekarze nie stwierdzili, jak długo musiał trwać proces niedostarczania pożywienia i leków. - W mojej ocenie był to proces ciągły - mówi prokurator. Śledczy zarzucają rodzicom chłopca zagłodzenie dziecka. Ci nie przyznają do winy; twierdzą, że opiekowali się nim najlepiej jak mogli. Grozi im do 5 lat więzienia.