Na ulicach miasta starło się wtedy kilkuset pseudokibiców z całej Polski. Podczas bijatyki używano tasaków, kamieni, a nawet zaostrzonych kijów narciarskich. Według oskarżycieli, Tomasz P. zabił, bo chciał pokazać swoim kolegom, jaki jest twardy. Na mecz do Wrocławia zabrał ze sobą nóż z 20-centymetrowym ostrzem. Wbił go w plecy, pobitego wcześniej i leżącego już na ziemi, kibica Arki Gdynia. Potem wrócił do Krakowa i przez rok ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem. Oskarżony nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że nie chciał zabić, a jedynie uszkodzić swojego przeciwnika. Grozi mu dożywocie.