Kibice Zagłębia tylko przez pierwszych kilka minut mogli mieć nadzieję, że ich zespół zdoła odrobić czterobramkową stratę z pierwszego pojedynku. Później Byasen, dzięki konsekwentnej grze w obronie i szybkim kontratakom, przejęło inicjatywę i stopniowo zaczęło powiększać przewagę (8:6 w 15. minucie). - Gdy ma się do odrobienia cztery bramki, to początek spotkania zawsze jest ważny. Niestety popełniliśmy sporo błędów, a nasze rzuty były nieskuteczne. Rywalki odskoczyły na 3-4 bramki i trzeba było znowu gonić wynik - powiedziała trenerka Zagłębia Bożena Karkut. Na przerwę podopieczne Geira Oustorpa schodziły prowadząc pięcioma bramkami (16:11), a po zmianie stron całkowicie przejęły kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Niezadowolona z gry swoich zawodniczek była także Karkut, która przyznała, że Zagłębie nie potrafiło znaleźć sposobu na szybką i twardą grę rywalek. - W pierwszej połowie próbowała rzucać Klaudia Pielesz i Kaja Załęczna. Także pozostałe zawodniczki starały się, ale mimo chęci nie przyniosło to efektu - dodała. Na kwadrans przed końcem Byasen prowadziło 28:16 i stało się jasne, że to właśnie Norweżki awansują do kolejnej rundy rozgrywek. Ostatecznie mecz zakończył się pewną wygraną gospodyń 31:22. - Był to na pewno mecz, który trzeba jeszcze raz obejrzeć, przeanalizować i wyciągnąć z niego naukę. Odpadliśmy, ale nasz występ w pucharach nie jest złym wynikiem. Startujemy w tych rozgrywkach, aby spotkać się z europejską piłką, zdobyć doświadczenie. Niestety po takim meczu pewien niesmak jednak pozostaje - przyznała Karkut.