17 lutego 2009 roku na 109 kilometrze autostrady A4 w okolicach Jarostowa doszło do gigantycznego karambolu. Lecący z pomocą śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego rozbił się w sadzie, około 700 metrów od autostrady. W wypadku zginęli pilot i ratownik medyczny, a ciężko ranny został lekarz. Okoliczności, w jakich doszło do wypadku, sprawdzała legnicka Prokuratura Okręgowa. Śledztwo trwało ponad dwa lata, ponieważ niezbędny był raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Katastrofa spowodowana została przez błędy pilota śmigłowca. Nieumyślnie spowodował on katastrofę w ruchu powietrznym, zagrażającą życiu mieszkańców Jarostowa - informuje prokurator Dariusz Nowak. - W okolicach Jarostowa panowały fatalne warunki atmosferyczne. Zbliżający się do autostrady śmigłowiec wleciał w ścianę mgły, która uniemożliwiła wzrokowy kontakt z ziemią. Pilot podjął słuszną decyzję o odwrocie od lądowania i powrocie do bazy. Problem w tym, że popełnił błędy - dodaje prokurator Nowak. Śledczy uznali, że pilot nie przestawił wysokościomierza, który miał ustawiony na 8 metrów. W efekcie nie zwiększył wysokości śmigłowca, tylko regularnie ją obniżał, próbując złapać kontakt wzrokowy z ziemią. Maszyna lecąc w końcowej fazie dwa metry nad ziemią uderzyła najpierw w płot, a następnie w drzewa. Autor: J