Kobieta utrzymuje, że gdy wychodziła na chwilę z domu sprawdziła, czy dzieci są bezpieczne, m.in. pozamykała okna. Upadku nie przeżył 4-letni chłopiec. Prokuratura podejrzewa, że dzieci same otworzyły okno w mieszkaniu na 7. piętrze, przez które wypadły. Jak poinformowała w czwartek rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus, kobieta utrzymuje, że przed wyjściem na chwilę do sklepu sprawdziła mieszkania tak, aby pozostające w nim dzieci były bezpieczne. "Matka twierdzi, że gdy wychodziła z domu okna były pozamykane, bowiem sama tego dopilnowała" - mówiła Klaus. Prawdopodobnie dzieci same - z nieznanych powodów - otworzyły okno. Wcześniej prokuratura przesłuchała 7-letnią Kingę, która przeżyła upadek. Upadając, zahaczyła o wystającą antenę satelitarną, to zamortyzowało uderzenie. Dziewczynka - tak wynika z jej zeznań - została wypchnięta przez 4-letniego brata. Chłopiec wypadł za siostrą i upadku nie przeżył. Dziewczynka trafiła do szpitala z niegroźnymi obrażeniami. Ma ogólne potłuczenia i złamaną rękę. Po wypadku policja nie mogła odnaleźć matki dzieci. Kobietę odnaleziono po dwóch dniach. Była w szoku; błądziła po mieście i ostatecznie trafiła do rodziny w centrum Wrocławia. Jak wyjaśniła Klaus, kobieta po wyjściu z domu poszła na chwilę do sklepu. Bardzo szybko z niego wróciła i zobaczyła swoje dzieci po wypadku. "Doznała szoku. Wiedziała, że córka przeżyła upadek, a syn nie" - powiedziała rzeczniczka. Matka - Albina, obywatelka Kazachstanu, od lat przebywała w Polsce nielegalnie. Ojciec dzieci, Polak, był jedynym żywicielem rodziny. Dlatego też rodzina nie była dobrze sytuowana, choć - jak zapewnia Klaus - nie było tam patologii. Nie wiadomo też, dlaczego dzieci nie miały numeru PESEL ani ubezpieczenia społecznego. 7- letnia Kinga nie chodziła do szkoły. Rodzina planowała wyjazd do Kazachstanu na stałe. Jednak teraz, po tragedii, rodzice nie chcą w Polsce pozostawić grobu syna. Obecnie rodzinie, zwłaszcza ojcu, pomaga Miejskie Ośrodek Pomocy Społecznej, który wpiera mężczyznę nie tylko finansowo. MOPS chce również znaleźć rodzinie mieszkanie, w którym mogliby zamieszkać na stale. Do tej pory wynajmowali lokum. Być może właśnie dlatego - z powodu braku meldunku - żadna wrocławska szkoła nie "upomniała" się o dziewczynkę, która powinna chodzić do pierwszej klasy od 1 września tego roku. Prawdopodobnie dziewczynka, która nadal przebywa w szpitalu, do szkoły pójdzie w przyszłym roku. Matka dzieci wciąż pozostaje na obserwacji psychiatrycznej we wrocławskim szpitalu. Kilka dni temu Dagmara Turek Samól, rzeczniczka prasowa wojewody dolnośląskiego, zapewniła, że sprawa pobytu matki dzieci została już pozytywnie rozpatrzona. "Kobieta przebywa już w Polsce legalnie. Przygotowana jest wiza, a zatem nie ma mowy o wydaleniu jej z naszego kraju" - mówiła.