Śledczy sprawdzą, czy doszło do publicznego propagowania faszyzmu, za co grozi do dwóch lat więzienia. O sprawie napisał we wtorek dziennik "Polska - Gazeta Wrocławska". Wg informacji gazety, w odlewni na zapleczu hurtowni sztucznej biżuterii Lexim, produkowane są m.in. odznaki różnych rodzajów wojsk oraz sygnety z trupią czaszką noszone przez esesmanów. Głównym odbiorcą "faszystowskich gadżetów" ma być obywatel Niemiec, który hurtownię odwiedza od kilku lat. Śledztwo w tej sprawie wszczęła wrocławska prokuratura. Jak powiedział we wtorek rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus, wszczęte zostało ono na podstawie informacji z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW). We wtorek ABW przeszukała siedzibę wrocławskiej firmy. Zabezpieczono - jak mówiła Klaus - znaczne ilości m.in. spinek, odznaczeń i emblematów z symboliką faszystowską. Prokuratura zbada teraz, czy właściciel firmy dopuścił się publicznego propagowania faszyzmu. - Produkować takie przedmioty można, np. na potrzeby filmowców, hobbystów, czy kolekcjonerów. Dopiero publiczne propagowanie faszystowskiego ustroju państwa jest zakazane - dodała Klaus. Dlatego śledczy muszą ustalić m.in. zamiary właściciela, a także dotrzeć do odbiorców towaru. Jak dotąd w tej sprawie nie postawiono nikomu żadnych zarzutów. Właściciel firmy Lexim Leszek Klaus powiedział, że nie jest zaniepokojony śledztwem, ponieważ nigdy nie propagował faszyzmu. Natomiast "te przedmioty wykonywane były na konkretne zamówienia polskich firm, które tłumaczyły, że to na potrzeby filmów". - Otrzymaliśmy konkretne wzory i konkretne zamówienia, które zostały przez nas zrealizowane. Ze wzorem Krzyża Żelaznego przyjść może przecież prawie każdy, bo jest on znany z filmów czy podręczników. My działamy na zamówienie, a taka produkcja nie jest zabroniona. Nie ma tu mowy o propagowaniu faszyzmu - mówił Klaus. Właściciel firmy podkreślił, że Lexim jest hurtownią i producentem biżuterii sztucznej oraz ozdób do włosów, a produkcja różnego rodzaju pamiątek jest jedynie niewielką częścią tego, czym zajmuje się firma. Dlatego manipulacją jest nazywanie jej np. "fabryką hitlerowskich orderów". Dodał jednak, że nie ma zamiaru składać pozwu w sądzie przeciwko gazecie, bo "nie ma co robić sobie reklamy, sprawa sama za kilka dni minie".