W styczniu świdnicki sąd skazał Klejnę na 25 lat więzienia. Od wyroku apelował zarówno obrońca mężczyzny, jak i prokuratura, która domagała się kary dożywotniego więzienia. W czerwcu wrocławski sąd apelacyjny uchylił wyrok, uznając m.in., że wina mężczyzny jest udowodniona, ale wymiar kary jest zbyt łagodny. Klejna w poniedziałek został doprowadzony na salę sądową, podobnie jak na wcześniejsze rozprawy, w czerwonym ubraniu, oznaczającym status więźnia szczególnie niebezpiecznego, ze skutymi rękoma i nogami. Sąd, ze względu na szczególny charakter sprawy, zgodził się na ujawnienie nazwiska oskarżonego. Na rozprawie, poza dziennikarzami, nie było publiczności, nie było też obecnych wcześniej rodziców chłopca. Klejna, podobnie jak podczas poprzedniego procesu, w poniedziałek nie przyznał się do winy. Zachowywał się spokojnie, od czasu do czasu popijał wodę mineralną z plastikowej butelki. Początkowo odmówił składania wyjaśnień, ale odpowiadał na pytania sądu dotyczące odczytywanych wyjaśnień, które składał wcześniej. Mężczyzna na samym początku śledztwa przyznał się do zabójstwa i wskazał miejsce ukrycia zwłok chłopca. W poniedziałek powiedział jednak, że zrobił tak, bo bał się policjantów, którzy go przesłuchiwali. Sędzia Tomasz Białek odczytał podczas rozprawy m.in. fragmenty wyjaśnień, w których Klejna opowiadał, jak feralnego dnia poszedł z chłopcem do lasu. - Nic złego nie planowałem, nie wiem co mi się stało. Wyjąłem nóż, Sebastian nic nie widział, bo szedł przede mną. Prawą ręką zakryłem mu oczy, a lewą przeciągnąłem nożem po szyi. Nie potrafię nazwać stanu, w jakim wtedy byłem - odczytano z akt sprawy. W poniedziałek oskarżony powiedział jednak, że nie podtrzymuje tej wersji wydarzeń. - Podtrzymuję wyjaśnienia z procesu sądowego, nie zabiłem Sebastiana. Wcześniej nie mówiłem prawdy, bo bałem się tych policjantów, którzy mnie przesłuchiwali. Dopiero później przestałem się bać i opisałem wszystko tak, jak było - mówił Klejna. Oskarżony twierdził też, że widział w lesie mężczyznę, który miał zabić Sebastiana. - Chłopca zobaczyłem leżącego na ziemi. Bałem się zadzwonić na policję, bo myślałem, że wtedy ja zostanę posądzony o to zabójstwo - mówił Klejna. Dodał, że wie iż świadkowie nie potwierdzają jego wersji, ale są do niego "wrogo nastawieni" i on nie wie, dlaczego tak się dzieje. Do zabójstwa doszło w maju 2006 r. Ciało 9-latka, z ranami kłutymi brzucha i z podciętym gardłem, znaleziono po blisko dobie poszukiwań, w lesie u stóp góry Chełmiec. Zwłoki były zawinięte w worek i zakopane. Daniel Klejna, instruktor sztuk walki, mieszkaniec Boguszowa-Gorców, znał chłopca i jego rodzinę, był trenerem Sebastiana.