Aleksander R. i Tomasz L. są oskarżeni o dwa napady na banki i kradzież co najmniej 150 tys. zł oraz porwanie w celu uzyskania okupu. Za napady grozi im do 12 lat więzienia, za porwanie do 10 lat. Jeden z porywaczy wcześniej studiował w wyższej szkole zarządzania i bankowości we Wrocławiu. Porywacze przyznali się do stawianych im zarzutów. Aleksander R. co prawda odmówił składania wyjaśnień przed sądem, ale przyznał się do winy i poprosił o odczytanie wcześniej złożonych wyjaśnień. Wszystkie wyjaśnienia odczytane przez sąd podtrzymał. Mężczyzna przyznał, że o porwaniu zaczęli myśleć z Tomaszem L., gdy na ulicach Wrocławia zauważyli jedno z droższych na świecie aut - bugatti. Zaczęli więc obserwować samochód oraz inne auto - porsche. Samochodami jeździli starszy i młodszy mężczyzna oraz dwie kobiety. Wtedy też doszli do przekonania, że mają do czynienia z bardzo bogatymi ludźmi. - Nie chcieliśmy porywać kobiety. Najpierw planowaliśmy porwać mężczyznę - mówił Aleksander R. Ostatecznie jednak porwali jadącą feralnego dnia porsche Monikę Sz. Młodą kobietę od razu zapewnili, że nie zamierzają jej robić krzywdy, choć w rozmowach z jej ojcem sugerowali, że jak nie dostaną pieniędzy, to "będą córce obcinać palce". Porywacze od samego też początku - opowiadał Aleksander R. - nie zakładali, że dostaną 1,5 mln zł. Dlatego też, gdy ojciec porwanej zaproponował 700 tys. zł, od razu przystali na taką sumę. - Ojciec Moniki Sz. był gotów przekazać okup, ale stawiał warunki: po pierwsze pieniądze za córkę, po drugie przekazanie okupu w mieście. Bał się, że jak dostaniemy pieniądze, to zabijemy jego i córkę - opowiadał oskarżony. Ostatecznie porywacze zostali zatrzymani chwilę po tym, jak otrzymali okup. Natomiast trzeci mężczyzna - Krzysztof Ś. - jest oskarżony o niepowiadomienie organów ścigania o przestępstwie. Za tego typu czyn grozi do trzech lat więzienia. Sąd zdecydował się jednak wyłączyć sprawę mężczyzny do odrębnego rozpoznania ze względu na "inną wagę przestępstwa". Krzysztof Ś. nie przyznaje się do zarzutów. Na rozprawę nie stawiła się poszkodowana Monika Sz. Według jej ojca - oskarżyciela posiłkowego Romana Sz. - "źle się poczuła tuż przed rozprawą". Do porwania 23-letniej Moniki Sz. doszło we wrześniu 2008 r. przed jej domem we Wrocławiu. Studentkę wrocławskiej uczelni, córkę jednego z najbogatszych wrocławian, właściciela fabryki wody mineralnej, porwało z jej porsche dwóch mężczyzn: 21-letni Tomasz L. i 22-letni Aleksander R. Przestępcy zażądali 1,5 mln zł okupu, gdy dostali 700 tys. zł, zwolnili dziewczynę dwa dni po porwaniu, chwilę później zostali zatrzymani. Wcześniej mężczyźni napadli na dwa wrocławskie banki. Ich łupem padło 150 tys. zł. Gdy po napadach nie zostali złapani, to - według policji - poczuli się bezkarni i postanowili porwać młodą kobietę. Do porwania studentki, jak ustaliła policja, przygotowywali się przez osiem miesięcy.