Mężczyźnie, który przez kilka lat był ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego w legnickim szpitalu, prokuratura postawiła w sumie 13 zarzutów. Dziesięć z nich ma charakter korupcyjny. Łapówka miała mu być wręczana lub przez niego żądana za wykonywanie różnych zabiegów, np. cesarskiego cięcia, nielegalnej aborcji oraz za wystawienie zwolnienia lekarskiego. - Właśnie z powodu zarzutu dokonania nielegalnej aborcji, proces który miał się pierwotnie rozpocząć przed sądem rejonowym, przeniesiono do sądu okręgowego, który jest właściwy do rozpoznania tego zarzutu" - wyjaśnił rzecznik legnickiego sądu, Paweł Pratkowiecki. Obok ginekologa na ławie oskarżonych zasiadają dwie kobiety. Jedna z nich to pielęgniarka, która według prokuratury, pomagała mu w nielegalnym zabiegu przerwania ciąży oraz podrobiła jego podpis w dokumentacji medycznej. Trzecią oskarżoną jest studentka, która w dziekanacie swojej uczelni posłużyła się wystawionym przez doktora zaświadczeniem o jej pobycie w szpitalu. Kobieta rzeczywiście leżała na oddziale, ale w innym czasie niż ten, jaki określono w zaświadczeniu. Ustalono, że dokument był antydatowany. Jeden z zarzutów wobec b. ordynatora dotyczy odmowy przyjęcia do szpitala i wykonania badań diagnostycznych u kobiety, która miała odpowiednie skierowanie, a jej ciąża była zagrożona. Pacjentka miała wskazanie do cesarskiego cięcia. Jednak Ryszard Z. miał odmówić przyjęcia jej do szpitala i nie przeprowadził odpowiednich badań, czym - według prokuratury - naraził płód na bezpośrednie niebezpieczeństwo uszkodzenia. W konsekwencji dziecko zmarło w łonie matki. Jego rodzice są oskarżycielami posiłkowymi w tej sprawie. Lekarz w większości nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów.