Powodem przeniesienia procesu były względy ekonomiki procesowej, ponieważ większość oskarżonych to mieszkańcy Dolnego Śląska. Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie. Początkowo akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Krakowie. Ten uznał, że właściwym do rozpoznania sprawy jest sąd w Nowym Sączu. Z kolei sąd w Nowym Sączu stwierdził, że ze względu na ekonomikę procesową, związaną m.in. z miejscem zamieszkania świadków, właściwy będzie sąd w Świdnicy. Zdanie to podzielił krakowski Sąd Apelacyjny. Sprawa dotyczy grupy przestępczej, która działała na terenie Polski i Włoch co najmniej od 2005 r. aż do momentu rozbicia we wrześniu 2009 roku. Wprowadzała do obiegu fałszywe banknoty o nominałach 50 i 100 euro na terenie Włoch, Francji, Hiszpanii i Niemiec, a także w Polsce. Prokuratura przypisuje członkom grupy wprowadzenie do obiegu ok. 5 mln euro. Wszyscy oskarżeni mają zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, większość z nich także wprowadzania do obiegu fałszywych banknotów, nazywanych przez samych członków grupy tapetą. Jednemu z oskarżonych, 37-letniemu Robertowi I. z Dolnego Śląska, prokuratura zarzuca założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą oraz fałszowanie euro. Jego matce Teresie I. i szwagierce, Iwonie I. - pomoc w ukrywaniu falsyfikatów. Konkubinę szefa Anitę B. i Jacka B. oskarżyła o podrabianie banknotów razem z Robertem I. Według ustaleń prokuratury, oskarżeni kupowali podrabiane banknoty euro od innych fałszerzy, a następnie część z nich udoskonalali, tak, aby były jak najbardziej podobne do oryginałów. Zdaniem specjalistów, fałszywe pieniądze były świetnej jakości. Jeden z oskarżonych, z zamiłowania plastyk, przekazał instrukcje, jak i w którym miejscu należy je poprawić, aby do złudzenia przypominały oryginalne. Fałszerze m.in. nabłyszczali nominały - specjalnym flamastrem stawiali znaczki, aby świeciły się w świetle ultrafioletowym, nacinali ząbkowanym nożem miejsca, które powinny być wyczuwalne palcem. Śledczy ustalili, że zaledwie w ciągu dwóch lat (2005-2006) sfałszowali w ten sposób co najmniej dwa tys. sztuk euro. Jak ustalono, szef werbował swoich pracowników w Polsce i zapraszał do Włoch. Na miejscu dawał im mieszkanie, wyżywienie i ubrania, ale odbierał dokumenty. Niekiedy stosował kary cielesne, aby wymusić posłuszeństwo. Każdy z pracowników codziennie otrzymywał od pracodawcy od 10 do 30 sztuk fałszywych pieniędzy o nominałach 50 i 100 euro i musiał je wymienić, kupując najtańsze produkty spożywcze lub odzieżowe. Falsyfikaty trafiały także do kantorów wymiany walut. Za puszczenie w obieg jednego banknotu o nominale 50 euro pracownik otrzymywał od 6 do 8 prawdziwych euro, a za banknot o nominale 100 - od 10 do 12 euro. Szef grupy starannie zacierał ślady swojej działalności, m.in. nie przechowywał u siebie w domu ani falsyfikatów, ani prawdziwych euro uzyskanych z dystrybucji "tapet". Magazynował je w domu włoskich rodzin, u których jako opiekunki i pomoc domowa pracowały jego matka i szwagierka. Pierwszych podejrzanych policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali we wrześniu 2009 r. po kilkumiesięcznym rozpracowywaniu grupy. Zatrzymano ich na gorącym uczynku, podczas przekazywania fałszywych euro do kantorów. Sprawa trafiła do Rzeszowa, ponieważ jeden z podejrzanych, którego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania, mieszka w Rzeszowie. Za fałszerstwo pieniędzy grozi kara pozbawienia wolności od 5 do 15 lub 25 lat więzienia. Za wprowadzanie do obiegu fałszywych pieniędzy Kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności od roku do lat 10.