Właściciele psa w dwa tygodnie po tej nocy, nie mogą się otrząsnąć. Kuba - rasa Berneński Pies Pasterski - miał 11 lat. Sporo, jednak psiak dobrze się trzymał, dzieciaki go uwielbiały. Duży, wesoły, przyjacielski. Tego wieczoru zaczął się dziwnie zachowywać. - Mąż zawiózł go do weterynarza. Przyjął nas i powiedział, że nie wiadomo czy pies przetrzyma noc - mówi pani Zuzanna. W kilka godzin po powrocie do domu z Kubą było już całkiem źle. Z pyska ciekła mu krew, zwierzę wręcz wyło z bólu. - Weterynarz u którego byłem nie odbierał telefonu. Pojechałem do niego, ale nie otworzył drzwi - mówi pan Arkadiusz. Tak rozpoczęła się noc, której nie zapomną nigdy. W nocy nie ma pomocy - Jeździłem z Kubą po weterynarzach. W kilka godzin odwiedziłem z 5, 6 miejsc. Nigdzie nie otwarto mi drzwi, a proszę mi wierzyć nie pukałem delikatnie - tłumaczy głowa rodziny z Sobięcina. W domu aż grzał się telefon. - Naliczyliśmy 23 wybrane połączenia z różnymi klinikami i weterynarzami. Nie odbierano nawet tam gdzie było ogłoszenie o konsultacjach całodobowych - mówi pani Zuzanna. Pies na tylnym siedzeniu samochodu niemal cały czas wył z bólu. Trzy godziny po północy nie wytrzymał. Jeszcze tej samej nocy został pochowany. Właściciele psa są bardzo rozgoryczeni. - Gdzie jest całodobowe pogotowie weterynaryjne? Czy nie ma obowiązku prowadzenia takiej lecznicy? - pytają. Mają świadomość tego, że ich pupila raczej nie udałoby się uratować. Tym bardziej, chcieli mu zapewnić godne odejście z tego świata. Nie udało się. Oni przeżyli bardzo trudną noc, pies nie wytrzymał. Zwierzak też czuje Jak udało nam się ustalić, prawo nie nakłada obowiązku prowadzenia takiej lecznicy. Zwłaszcza, że wszystkie gabinety weterynaryjne są po prostu prywatne. - Tutaj działa prawo rynku i ono reguluje zapotrzebowanie na takie usługi - tłumaczy zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii, Bogusław Czerski. Z doświadczenia wie, że prowadzenie takiej nocnej praktyki jest zwykle bardzo niebezpieczne. - Często zdarzają się ludzie pijani. Z tym związane są awantury czy nie płacenie za leczenie - tłumaczy lekarz. Dlatego wielu weterynarzy zrezygnowało z przyjmowania w nocy. Potwierdzili to również w rozmowie z "Wiadomościami" sami lekarze. W jednym gabinecie dowiedzieliśmy się, że można przywieźć zwierzaka w nocy, ale po wcześniejszym zgłoszeniu telefonicznym. W kolejnym, że w godzinach nocnych przyjmowani są zaprzyjaźnieni pacjenci lub w przypadku zagrożenia życia zwierzęcia. Inne gabinety, z którymi kontaktowaliśmy się telefonicznie w nocy po prostu nie działają. Jeżeli trafią tam ludzie w takiej sytuacji jak nasi czytelnicy, kończy się tragedią. Na całe szczęście nie zawsze tak jest. Dla przeciwwagi podajemy relacje jednej z naszych czytelniczek, które w podobnej sytuacji były w sierpniu zeszłego roku. - Nasz kundelek miał aż 17 lat. Były z nim spore problemy, za każdym razem dzwoniliśmy na komórkę do weterynarza i byliśmy przyjmowani. Także późnym wieczorem. Raz nawet lekarz przyjechał do nas do domu - relacjonuje. Szkoda, że w tym przypadku, takiej wyrozumiałości zabrakło. Michał Wyszowski wyszowski@nww.pl