Do wypadku doszło 16 września 2006 r. w centrum Wrocławia. Samochód osobowy, jadąc z dużą prędkością, potrącił przechodzące na pasach na zielonym świetle trzy osoby: dwie kobiety i mężczyznę. Wszyscy z ciężkimi obrażeniami ciała, m.in. licznymi złamaniami, trafili do szpitala. Kierowca samochodu osobowego po potrąceniu pieszych nie zatrzymał się, aby udzielić pomocy poszkodowanym. Kilka godzin po wypadku na policję zgłosili się dwaj pijani mężczyźni: 41-letni Marek W., właściciel samochodu i 30-letni Tomasz S. Mieli ok. 2 promile alkoholu i twierdzili, że byli pasażerami, a samochód prowadził nieznany im mężczyzna. Po kilku tygodniach pobytu w areszcie Tomasz S. jako pierwszy wskazał na 22-letniego Rafała K., współwięźnia, który miał feralnego dnia prowadzić auto. K. trafił do aresztu z powodu włamania i kradzieży. Wyjaśnienia Tomasza S. potwierdził Marek W., który rozpoznał w Rafale K. kierowcę samochodu. Rafał K. od początku nie przyznawał się do zarzutów. Twierdził, że nie zna współoskarżonych. Tomasza S. poznał w areszcie, a Marka W. - dopiero podczas konfrontacji. K. zeznał, że feralnego dnia był w domu w Obornikach Śląskich pod Wrocławiem. - W celi więziennej zobaczyłem po raz pierwszy Tomasza S. Namawiał mnie, żebym znalazł kogoś kogo można obciążyć tym wypadkiem. Proponował mi nawet pieniądze. Gdy odmówiłem szantażował mnie, że w takim razie wskaże na mnie - mówił w sądzie Rafał K. Dodał, że rozmowom przysłuchiwał się inny współwięzień, który być może zechce jego wersję potwierdzić. Wyjaśnień dotyczących Rafała K. nie potwierdził w sądzie Marek W. Przyznał, że wywierano na niego presję. - Prowadzący śledztwo (...) pokazał mi nawet zdjęcie Rafała K. Powiedział, że Tomasz S. już rozpoznał K. i wystarczy, abym i ja wskazał K. jako kierowcę - mówił W. Dodał, że początkowo nie chciał tego zrobić, ale uległ namowom, gdy dowiedział się, że Tomasz S. wyszedł już na wolność. - Gdy wskazałem Rafała K. jako kierującego, wypuścili mnie z aresztu następnego dnia - mówił W. w sądzie. Pytany przez sąd, czy może powiedzieć, że Rafał K. prowadził samochód feralnego dnia, Marek W. odpowiedział "nie wiem". - Tego dnia byłem pijany. Do tego doszedł szok po wypadku. Niewiele pamiętam z tamtego dnia - mówił W. Przyznał, że na policji i w prokuraturze ulegał sugestiom funkcjonariuszy, licząc na łagodniejsze potraktowanie. - Chciałem się nawet przyznać do wszystkiego, bo liczyłem, że dostanę wyrok w zawieszeniu - wyjaśnił W. Gdy dowiedział się, że nie ma mowy o wyroku w zawieszeniu, wówczas wskazał Rafała K. Na czwartkowej rozprawie stawili się wszyscy poszkodowani, którzy z powodu problemów zdrowotnych wciąż nie mogą powrócić do pracy. Danuta M. w rozmowie przyznała, że wciąż boryka się z problemami zdrowotnymi spowodowanymi wypadkiem. W wyniku wypadku doznała ona m.in. licznych złamań nóg, jej kolega - m.in. stłuczenia mózgu, koleżanka - urazu kręgosłupa.