Finał konkursu męskich piękności, oczywiście w znaczeniu takim, w jakim mężczyzna może się podobać (bez żadnych podtekstów), co roku odbywa się w przygranicznym Nachodzie. Tym razem było inaczej o tyle, że podczas jednego wieczoru połączono siły narodów i ocenie jury, podobno najbardziej demokratycznego na świecie, bo największe (około 40 osób), poddano kandydatów do "Mężczyzny Roku" Czech i "Mężczyzny Roku" Słowacji. O tytuły ubiegało się 12 dwudziestoparoletnich kandydatów, wyselekcjonowanych w eliminacjach na kilku szczeblach, których widok na ulicy dziewczyny kwitują: "Ale ciacho, mniam, mniam" (słownik kreatywnej, współczesnej młodzieży). Każdy zaprezentował się w pięciu odsłonach, m.in. w tej odsłaniającej najwięcej, czyli tylko w bokserkach. Nic dodać, nić ująć, ale "pląsający" w różowej sukience baletnicy... niczym w "Jeziorze Łabędzim" i tak wzbudził więcej entuzjazmu. Tak więc mężczyzna musi mieć to coś, co trudno jest zdefiniować i nazwać, ale musi też mieć poczucie humoru i dystans do siebie, które są bardziej sexy niż umięśnione pośladki w bokserkach CK. mm