Jej bohaterami są dzieci mieszkające w dzielnicy, gdzie nie zawsze dzieje się dobrze, a świat dorosłych bywa czasem niezrozumiale okrutny. Wyprawy nad Odrę są jedynymi wycieczkami, które siłą rzeczy jednak do bezpiecznych nie należą. W opisie książki możemy przeczytać: "głupota, obok szczodrości skąpstwo, nienawiść i zbrodnia. Ale nad tym góruje prosta filozofia Wilkowego opiekuna...", który przygarnął dziecko wojny - syna Rosjanina i Niemki. Aby tak pisać, trzeba znać życie od podszewki. Wacław Grabkowski nie ukrywa, że opowiedział o swoim dzieciństwie, dorastaniu, wchodzeniu w dorosłość. - Żeby prawdziwie żyć, trzeba otrzeć się o śmierć - mówi, przytaczając autobiograficzną historię. Lata 70 - te, knajpa "Relaks" przy ulicy Na Niskich Łąkach. Działała tam banda Romańczuków, z którymi nikt nie zadzierał, bo mieli broń. Wszyscy zwyczajnie się ich bali. Szefem bandy była kobieta. Przyjaźń z bandziorami - Piłem piwo z kolegami, w pewnym momencie wyszedłem za potrzebą. Wracam, a na moim miejscu siedzi jeden pan, właśnie z tej słynnej bandy. Nie wiedziałem jeszcze kim on jest, więc go bezczelnie wyprosiłem. W pewnej chwili zaczęły lądować ich pety w moim piwie. Trzeba było wyjść i stoczyć z nimi walkę. A ruszyło za mną dwóch. Ja wtedy trenowałem judo i miałem okazję się popisać. Udało mi się, ale w pewnym momencie ujrzałem, jak jednemu z nich wypadła tetetka (pistolet małokalibrowy). Nagle dotarło do mnie, że mogli mnie po prostu zabić. I wie pani co? Paradoksalnie, zaprzyjaźniliśmy się. Bo moi kumple zrejterowali. Wówczas zrozumiałem też, że ludzie mogą robić różne rzeczy, ale trzeba mieć charakter i go pokazywać. Pojąłem też, żeby nigdy nie dawać tyłów. Na tym chyba polega człowiek, prawda? Ja nie siedziałem w domu za czasów komuny, nie oglądałem telewizji, tylko kształtowało mnie życie knajpy. Kiedyś wszedł kolega, zobaczył mnie i zapytuje: "Co ty robisz wśród tych ochlaptusów?" A ja mu na to, że tu się właśnie toczy prawdziwe życie, ścierają się charaktery. I to było warte poświęcenia mojego czasu. Bo bardzo chciałem być w nurcie życia. O psie jak o dziewczynie - Czy już wtedy myślał pan o wykorzystaniu tych doświadczeń do celów pisarskich? - Ja pisałem od dziecka, tylko późno dotarłem do literackiego środowiska wrocławskiego. Uczyłem się kiepsko. Z lat szkolnych pamiętam właściwie tylko bibliotekę, w której spędzałem dużo czasu i nazwisko polonistki, która tylko raz mnie pochwaliła. Pochwała dotyczyła wypracowania, dość kontrowersyjnego zresztą. Miałem 11 lat i napisałem pracę na zadany temat, jak minęły mi wakacje. Ująłem to tak, jakby chodziło o dziewczynę, a w rzeczywistości szło o wakacje spędzone wspólnie z psem. Wacław Grabkowski zadebiutował wierszami w 1979 roku. Jest także autorem opowiadań oraz dwóch powieści. Ostatnia z nich - "Park Wschodni" zdobyła drugą nagrodę w konkursie literackim Wydawnictwa Dolnośląskiego. Mówi o trudnych relacjach między mężczyzną i kobietą. Rzecz, naturalnie dzieje się we Wrocławiu, w okolicach tytułowego parku. O krok od skandalu z Gucwińskimi W 1998 roku Grabkowski był bliski wywołania skandalu. Chodziło o opowiadanie "Wypalacz drutu", które opisywało czas powodzi we Wrocławiu. Skrytykował tam postawę Gucwińskich, którzy wystawili rachunek ludziom, broniącym ZOO przed zalaniem. Powód? Z przyczyny ruchu i hałasu (cały czas latały śmigłowce zrzucające worki z piaskiem) padła zebra. - Byłem nośnikiem tej informacji jako jeden z niewielu we Wrocławiu i za to mi się dostało - dodaje pisarz. Z Wilczego Kąta, w którym mieszkał od urodzenia, Grabkowski osiemnaście lat temu przeprowadził się na Komuny Paryskiej. Jak się żyje na trójkącie? - Źle. Boli szpetota, odrapane kamienice, porysowane bramy. Z estetyką jest tu naprawdę okropnie, ale to mój ,,teren łowiecki", kocham go, a Wilczy Kąt, mała ojczyzna, zawsze jest we mnie, nazywam moją pisarską Litwą - mówi. Od roku po wydawnictwach krąży ostatnia powieść Wacława Grabkowskiego. Autor przeplata w niej religię z cielesnością. Aby nie zdradzać wielu szczegółów powiem tylko, że można w niej poczytać np. o multiseksie - instytucji leczącej ludzi seksem. - Blokuje mnie ta niewydana książka. Chciałbym mieć to już za sobą i poświęcić się pisaniu kolejnej, tym razem o pokonywaniu horyzontów, a rzecz umieścić na wyspach Polinezji - mówi pisarz. Choć może wydać się opisywaczem wrocławskich dzielnic, nie uważa się za takiego. - Owszem, opisuję różne kąty, ale te wewnętrzne, w człowieku - wyjaśnia.