Troje dzieci trafiło do szpitala w Bolesławcu, są w dobrym stanie, ich życiu nic nie grozi. Najciężej poparzona jest 11-letnia dziewczynka. W bardzo ciężkim stanie przetransportowano ją do szpitala specjalizującego się w leczeniu oparzeń w Łodzi. - Córka poszła o siódmej rano na pole zbierać truskawki - mówi Jadwiga Nahajewska, mama poparzonej Moniki. - Około jedenastej dostałam informację, że w córkę uderzył piorun i jest w szpitalu. To nie do uwierzenia. Makabra. - Nie było żadnej wielkiej nawałnicy, tylko grzmiało - opowiada Marcin Machaczka. - Zaczęło padać, wsiadłem na rower i jechałem. Nagle grzmot, spadłem z roweru zacząłem uciekać. Mam złamaną łopatkę i bolą mnie nogi od porażenia. - To okropne uczucie, całe ciało drętwieje - wspomina wypadek Monika Nahajewska. - Dopiero kiedy się pozbierałam z ziemi dotarło do mnie co się z nami stało. A ona leżała, była nieprzytomna. Mieliśmy rowery i włączone komórki, być może to one sprowadziły piorun. - Życiu i zdrowiu trojga nastolatków nic na szczęście nie grozi - mówi Waldemar Krajewski, ordynator oddziału dziecięcego. - Chłopiec ma złamaną łopatkę, dziewczynka poparzone lekko podudzie, trzecia dziewczynka uszkodzone kręgi szyjne. W przyszłości nie powinno być żadnych skutków tego urazu. W bardzo złym stanie jest 11-letnia dziewczynka. Jej ciało poparzone zostało w 25 procentach. - Dziewczynka szła z rowerem i wszystko wskazuje na to, że piorun uderzył najbliżej niej - mówi Marek Śledziona, asesor w Prokuraturze Rejonowej w Bolesławcu. - Dzieci na polu zbierały truskawki. Ratowników zawiadomili właściciele pola. Autor: Ilona Parejko