Zamiast tego przy zbiegu ul. Blankowej i Al. Podwale jest za to... klepisko. Murawa ma zły profil, po ulewnych deszczach na płycie tworzą się kałuże wody, a nawierzchnia przypomina gliniastą łąkę. Tylko brakuje pasących się krów. Tam nie da się grać! Sprawą boiska zajęła się podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia komisja sportu i turystyki Rady Miejskiej Wałbrzycha. - Chcieliśmy dowiedzieć się dlaczego, mimo sporych nakładów finansowych poniesionych przy budowie, z płyty nie spływa prawidłowo woda - mówi Artur Torbus, szef komisji. Na to pytanie trudno na dziś otrzymać jednoznaczną odpowiedź. Miasto jako inwestor zobowiązało się za to w ciągu miesiąca powołać niezależnego eksperta, który oceni sposób przeprowadzenia robót. Winna glina i drenaż? Ważnych pytań dotyczących powstawania stadionu jest jednak o wiele więcej. Kto i na jakiej podstawie odbierał inwestycję? Czy nie zmarnowano publicznych środków? Dlaczego nawierzchnię płyty pokryto złej jakości ziemią, zwożoną notabene z budowy supermarketu Auchan? - Powody fatalnego stanu boiska mogą być dwa. Z jednej strony źle zrobiony drenaż, który nie pozwala na spływanie deszczówki. Inną, bardziej prawdopodobną przyczyną, jest glina, która nie przepuszcza wody - snuje domysły Artur Torbus. Przypomnijmy, że wiosną 2003 roku gmina zawarła z Schiever Polska, spółką zarządzającą supermarketem Auchan, specjalną umowę. Na jej mocy firma miała pomóc piłkarzom A-klasowego Juventuru Wałbrzych w przenosinach w inne miejsce, bowiem na terenie gdzie znajdowało się "stare" boisko klubu, zbudowano sklep sieci. Po wieloletnich perturbacjach - sporo prac przy inwestycji wykonali robotnicy Wałbrzyskiego Centrum Zatrudnienia Socjalnego - wiosną tego roku piłkarze zainaugurowali zmagania na "nowej" płycie (zbieg Al. Podwale i ul. Blankowej na Podzamczu). Przygotowanie terenu (wykonanie rowów melioracyjnych i drenażu oraz sporządzenie niezbędnej dokumentacji) kosztowało miasto ponad 220 tys. zł. - Całości inwestycji według różnych szacunków mogła pochłonąć nawet 400 tys. zł. Za takie pieniądze zrobiono coś, co można nazwać tylko klepiskiem - grzmi Sławomir Gromniak, prezes Juventuru. Pójdą do prokuratury Gmina, jako inwestor, nie zamierza brać winy na siebie. Roboty związane z drenażem pod koniec września odebrał inspektor nadzoru wraz z pracownikami wydziału infrastruktury miasta. Zrobiono to na podstawie wizji przeprowadzonej po kilkukrotnych opadach. Nie wiadomo jakim cudem przyjęto wówczas inwestycję, skoro dziś za każdym razem po ulewie na płycie zamiast grać w piłkę, można pływać. - Winą nie jest błędne wykonanie drenażu. Można się o tym przekonać zaglądając do studni rewizyjnej, w której widać odpływ drenażu i płynącą z niego wodę - tłumaczy Jacek Kramnik, zastępca naczelnika wydziału infrastruktury miasta. Według niego woda zalega na murawie przez nieprawidłowy profil płyty. - Środek jest znacznie niżej niż boki, a poza tym mamy do czynienia ze słabą przepuszczalnością warstwy wierzchniej gruntu - dodaje Jacek Kramnik. - Dzieje się tak bo zamiast humusu przywieziono gruz i glinę - odpowiada prezes Juventuru. W mieście zapewniają nas, że kapitalny remont boiska nie jest potrzebny, a jedynie roboty związane z prawidłowym wyprofilowaniem płyty. To nie wystarcza piłkarskim działaczom. - Zostaliśmy oszukani. Biorąc pod uwagę popełnione błędy w prowadzeniu inwestycji i chcę oddać sprawę do prokuratury - kończy Sławomir Gromniak. Tomasz Piasecki piasecki@nww.pl