Strażacy przypuszczają, że gdy wybuchł pożar, wszyscy spali. Zanim zdążyli się obudzić, zostali zaczadzeni. Inni mieszkańcy w zamieszaniu musieli nie zauważyć, że sąsiedzi nie wyszli na zewnątrz. Dopiero podczas dogaszania ognia na drugim piętrze strażacy dostrzegli zwęglone zwłoki. Zginęła 77-letnia kobieta, jej 51-letni syn oraz dwoje prawnuków: chłopcy w wieku 6 i 12 lat. Doszczętnie spłonął cały dach budynku i klatka schodowa. Pożar gasiło 8 zastępów straży pożarnej przez ponad 6 godzin. 50-letni mężczyzna to piąta ofiara pożaru. Mężczyzna zmarł na zawał serca po tym, gdy próbował uratować z ognia dwoje dorosłych i dwóch chłopców. Cała czwórka zginęła w płomieniach. Uratowali się rodzice dzieci i dwaj starsi bracia, którzy spali piętro niżej w dwupiętrowym budynku. Mężczyzna próbował ratować ludzi z płomieni. Nie udało się jednak, bo pożar rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Później 50- latek złożył jeszcze zeznania na policji, wrócił do domu i wtedy dostał zawału serca. Na razie nie są jeszcze znane nawet wstępne przyczyny zaprószenia ognia. Wiadomo tylko, że płomienie najpierw pojawiły się na strychu, po czym błyskawicznie objęły całą górną kondygnację domu.