- Ludzie szybko przekonują się do nowości. Pewna pani przyniosła do nas brudną bieliznę, bo zepsuła jej się pralka. Po odebraniu czystych i suchych rzeczy stwierdziła, że już nie będzie jej naprawiać - mówi właściciel. Pralnia samoobsługowa "Stokrotka" wygląda nieco inaczej niż te z amerykańskich filmów. Nie ma wielkiej hali z potężnymi maszynami, w małym pomieszczeniu stoi sześć zwyczajnych pralek. Nie trzeba czekać, aż rzeczy się wypiorą i wysuszą. Można zostawić je rano, a odebrać po pracy. - Ludzie niekiedy krępują się oddawać rzeczy do zwyczajnej pralni - mówi właściciel "Stokrotki". - U nas nie ma tego problemu. Każdy sam wkłada swoją odzież do pralki i nie miesza się jej z odzieżą innych klientów. Nawet kosze na czyste rzeczy są starannie dezynfekowane.