Zapora Niedów pękła w sobotę pod wieczór z powodu zbyt intensywnych opadów deszczu, które przeszły z piątku na sobotę nad południową częścią Dolnego Śląska. Siedmiometrowa fala zalała okoliczne miejscowości na trasie Bogatynia-Zgorzelec oraz sam Zgorzelec. Według wojewody dolnośląskiego Rafała Jurkowlańca, który pochodzi z Bogatyni, zbiornik, który powstał dzięki zaporze na rzece Witce, praktycznie przestał istnieć. - Dobrze znam te tereny. Kiedyś chodziliśmy nad ten zbiornik na ryby. Teraz praktycznie go nie ma - mówił Jurkowlaniec. Prezes Elektrowni Turów Roman Walkowiak powiedział, że powstał już harmonogram prac naprawczych w związku ze zniszczeniem zapory Niedów na rzece Witka. - Mamy program naprawczy, który jest dwuetapowy. Pierwszy etap polega na tymczasowym zbudowaniu grobli, która ma zabezpieczyć prace Elektrowni Turów - dodał Walkowiak. Etap ten powinien zakończyć się w ciągu pięciu tygodni. Przy tamie pracują już trzy firmy, które z trzech stron, m.in. od Zgorzelca i Bogatyni, starają się ustabilizować stały grunt i stworzyć tymczasową zaporę. W tej chwili prace te są trudne, bowiem grunt jest bardzo niestabilny i tworzą się osuwiska na drogach dojazdowych. Jednak budowa zapory spowoduje ograniczenie napływu wody, która teraz płynie korytem pierwotnym, a to uniemożliwia rozpoczęcie prac drogowych. Drugi etap to budowa docelowej zapory według nowych technologii. Zapora powinna powstać w ciągu półtora roku. - Nie wykluczamy, że nowa zapora zostanie wybudowana z kanałem ulgi, aby w razie takiej powodzi kanał odciążył zbiornik - podkreślił prezes. Pogoda doprowadziła do tej katastrofy Dodał, że mimo zniszczenia zbiornika Niedów, elektrownia pracuje dobrze; zostały przywrócone dostawy węgla i popiołu. Jest tylko problem z dowozem kamienia wapiennego, bowiem torowisko i drogi są nieprzejezdne. - Węgiel może być bardzo mokry, ale w kolejnych dniach będziemy przywracać pełne moce - mówił Walkowiak. Wyjaśnił, że elektrownia ma rezerwy wody w innych zbiornikach. Pytany przez PAP, kiedy była remontowana zapora, Walkowiak odpowiedział, że "remont odbywał się w zeszłym roku", zatem tama była w dobry stanie, jednak nie mogła wytrzymać takiego naporu wody. - To nie jest kwestia wady technicznej. Pogoda doprowadziła do tej katastrofy. W ciągu trzech godzin spłynęło do zbiornika 30 mln metrów sześciennych wody, czyli sześć pojemności tego zbiornika. Zbiornik ma pojemność 5 mln. Żadna zapora na świecie nie mogła tego wytrzymać - opowiadał obrazowo Walkowiak. Tymczasem Prokuratura Rejonowa w Zgorzelcu wszczęła postępowanie w sprawie zbiornika Niedów. Jak poinformował Dariusz Kończyk, z-ca szefa Prokuratury Rejonowej w Zgorzelcu, prokuratura jest na etapie zabezpieczania dokumentacji dotyczącej budowy, remontów oraz stanu technicznego zbiornika. - Musimy wyjaśnić, jak doszło do przerwania tamy i czy ktoś zawinił w tej sprawie - powiedział prokurator. Na tym etapie dochodzenia trudno powiedzieć, kiedy będą znane jakieś szczegóły - zaznaczył.