W piątek (1. lutego) odbył się pogrzeb zamordowanego taksówkarza. Na cmentarz przyjechali taksówkarze ze wszystkich korporacji. Ostatnie pożegnanie zamieniło się w demonstrację przeciwko przemocy. - To mogło się zdarzyć każdemu z nas - mówi Ryszard Żyliński. - Musimy uczcić pamięć kolegi. Na co dzień korporacje taksówkowe rywalizują ze sobą, ale w obliczu tragedii jesteśmy razem. Taksówkarze zgodnie podkreślają, że w przypadku napaści są bezbronni. - Niczego na obronę ze sobą nie wozimy - mówi Żyliński. - Nie możemy się nawet bronić ręcznie, bo klient napastnik zrobi obdukcję i na drugi dzień to ja stracę pracę i będą spał na dworcu. Półtora roku temu, Ryszard Żyliński też został napadnięty. - Młody chłopak skopał mnie, zbił, leżałem nieprzytomny pod ścianą hotelu Shanghaj. Po trzech dniach sprawca został ujęty przez policję i stanął przed sądem - wspomina taksówkarz. - Złożyłem skargę, chociaż jego matka prosiła, abym tego nie robił. Ale nie wiem jaką karę dostał, nie chcę wiedzieć, chcę o tym zapomnieć. Po napadzie, Ryszard Żyliński przez miesiąc leczył rany i nie mógł pracować. Taksówkarze boją się. - Po tym, co spotkało Wiesława, zaczynam dopiero myśleć jaka to niebezpieczna praca i podejrzliwie patrzę na klientów, szczególnie tych młodych - mówi Stanisław Champlewski, taksówkarz z 34-letnim stażem. - Nic nie wożę na swoją obronę, bo jeśli zdarzy mi się skutecznie obronić, to ja będę w oczach naszego prawa bandytą. Wierzę, że policja złapie tego mordercę. Za to co zrobił, spotkać go powinna tylko jedna kara. Życie za życie. A policja wciąż szuka bandyty i prosi osoby, które cokolwiek wiedzą o sprawcy o pomoc. Może ktoś rozpoznaje sweter i skórzany pas z klamrą, które najprawdopodobniej należą do bandyty. Policja gwarantuje pełną anonimowość. Dla osoby, która bezpośrednio przyczyni się do wskazania sprawcy przewidziano 9 tysięcy złotych nagrody. Ilona Parejko