Czuje się poszkodowany, bo rozpoznał siebie na zdjęciu z tamtego okresu. W rocznicę tych tragicznych wydarzeń zawisło ono na jednym z bloków w mieście. To szczyt bezczelności! 25 lat po tragicznych wydarzeniach w Lubinie na Dolnym Śląsku, podczas których zomowcy zabili trzech manifestantów, dwóch oprawców rozpoznało się na zdjęciach z tamtego okresu i żądają odszkodowania. Nie spodobało im się, że są rozpoznawalni na wielkim zdjęciu, które zawisło w centrum miasta. Ma ono upamiętniać masakrę sprzed ćwierć wieku. Autorem fotografii jest Krzysztof Raczkowiak (55 l.). Fotografował zamieszki z narażeniem życia. - To jedno z najbardziej znanych zdjęć. Zrobiłem je, wychodząc z jednego z bloków - opowiada fotoreporter. Gdy zobaczyłem grupę zomowców, chwyciłem aparat z teleobiektywem. Dopiero przez wizjer zauważyłem, jak jeden z nich podnosi broń i chce strzelać w moim kierunku. Rzuciłem się w żywopłot, a kula utkwiła w murze. Strzelał ten trzeci od lewej - opowiada Raczkowiak, patrząc na zdjęcie. - Strzelił i poszedł. Bez żadnych emocji, jakby papierosa zapalał - do dziś mężczyzna nie może tego zrozumieć. Wtedy strzelali, teraz chcą pieniędzy W ostatnią środę o ósmej rano pana Krzysztofa obudził telefon. - Ktoś spokojnym męskim głosem upewnił się, że rozmawia ze mną. Potem spytał, czy chcę sprawę załatwić polubownie, czy decyduję się na sprawę w sądzie - mówi Raczkowiak. - To jakiś chichot historii. Najpierw do mnie strzelali, a teraz chcą pieniędzy, bo ich sfotografowałem - mówi mężczyzna. Drugi z zomowców, Stanisław K., który rozpoznał się na fotografii, trafił do Centrum Kultury Muza, które odpowiedzialne jest za wywieszenie zdjęcia. - Żądam w trybie bardzo pilnym podania podstaw prawnych, które upoważniły CK Muza w Lubinie do upublicznienia mojego wizerunku. Informacja ta jest mi niezbędna, albowiem zarzucam wam naruszenie moich dóbr osobistych - napisał zomowiec w piśmie, które zostawił w sekretariacie. - Chętnie się spotkamy z tym panem w sądzie, ale zdjęcia nie zdejmę. Będzie tu wisiało do 13 grudnia, czyli rocznicy stanu wojennego - mówi Marek Zawadka, dyrektor Centrum . - Jak trzeba będzie - zapłacimy. Zrobimy zbiórkę wśród mieszkańców, którzy wtedy chodzili w demonstracjach. To dopiero będzie absurd - mówi dyrektor. Nawet nie powiedzieli przepraszam Do sądu chętnie pójdzie także Krzysztof Raczkowiak. - Już nie mogę się doczekać - tłumaczy fotoreporter. - Może miałbym jakieś skrupuły przed powieszeniem tego zdjęcia, gdyby nie buta i arogancja tych zomowców podczas procesu lubińskiego. Żaden z nich nawet przepraszam nie powiedział - tłumaczy Marek Zawadka. Tymczasem Stanisław K. od kilku lat żyje sobie spokojnie na emeryturze, mieszkając w bloku na jednym z osiedli w Lubinie. Sąsiedzi nic nie wiedzą o jego niechlubnej przeszłości. Na emeryturę przeszedł w stopniu aspiranta sztabowego. Niedawno IPN zdecydował o wznowieniu śledztwa w sprawie usiłowania zabójstwa Krzysztofa Raczkowiaka przez strzelającego do niego zomowca. Polała się krew na ulicach Lubina 31 sierpnia 1982 r., w drugą rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, mieszkańcy Lubina spontanicznie odpowiedzieli na apel Solidarności. Zgromadzili się na rynku, gdzie zaczęli układać krzyż z kwiatów, śpiewali pieśni patriotyczne i domagali się m.in., by "Uwolnić Lecha" (Wałęsę), a "Zamknąć Wojciecha" (Jaruzelskiego). Od kul milicyjnych zginęli trzej manifestanci: Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski i Michał Adamowicz. Paweł Fąfara