Z jego powodu do dziś nie udaje się odnaleźć wielu dokumentów, które pozwoliłyby rozliczyć szereg prac inwestycyjnych i remontów, różne wydatki. Straty poniesione przez tę firmę szacuje się na co najmniej 200 tys. zł. Komisja złożona z radnych ma zbadać sytuację, niewykluczone, że podzieli się wnioskami z prokuratorem. - Na koniec 2006 r. dusznicki Ośrodek Sportu i Rekreacji nie miał pokrycia na kwotę nie mniejszą niż 234 tys. zł - przyznaje jego aktualny dyrektor Janusz Rajzer. - Chodzi o wydatki związane z zakupem materiałów budowlanych i usług na zadania inwestycyjne i remontowe realizowane przez własną ekipę. W tym zakresie panował spory bałagan. Są oczekiwania od osób, z którymi zawierano umowy. Tych dokumentów nie ma... Hulaj dusza Ówczesne władze samorządowe wychodziły z założenia, że nie powinno się wypuszczać z miasta przedsięwzięć związanych z rozwojem bazy wyczynowej, rekreacyjnej i sportowej oraz infrastruktury komunalnej. Dlatego dużymi i małymi zadaniami obarczały raptem kilkuosobową ekipę remontową działającą przy OSiR-ze, a pozbawioną odpowiedniego sprzętu. Ona była zaangażowana w rozbudowę remizy strażackiej, wznoszenie obiektu socjalnego w centrum biathlonowym na Jamrozowej Polanie, adaptację na dom kultury dawnego ośrodka wczasowego na ul. Zdrojowej czy też prowadzenie sieci kanalizacyjnej w Zieleńcu. Nad tymi i innymi przedsięwzięciami pieczę sprawował dyrektor OSiR-u. Posiłkował się on podwykonawcami czy wykonawcami, przed którymi w Dusznikach i okolicy otwarte były magazyny hurtowni bądź sklepów. - Wystarczyło, że któryś z nich zadysponował jakieś materiały budowlane i powiedział, że bierze je na konto Ośrodka. Wydawano mu je bez wymagania płacenia, na tzw. kreskę lub wpis do zeszytu - mówi Grzegorz Średziński, włodarz miasta. - Trudno jest powiedzieć, czy były to zapotrzebowania zasadne, czy też niezasadne? Czy ilość tych towarów rzeczywiście znalazła się na obiektach wykonywanych przez OSiR - też jednoznacznie odpowiedzieć się nie da. Między innymi dlatego, że z chwilą odejścia z pracy poprzedniego dyrektora nie była przeprowadzona żadna inwentaryzacja, nie sporządzono żadnego protokołu przekazania, nie uczyniono niczego w materii rozliczenia się z dokonań. Umowy na gębę Zdaniem burmistrza, choć obowiązywała wówczas ustawa o zamówieniach publicznych dla zadań o wartości powyżej 6 tys. euro, dopuszczano się zamówień z wolnej ręki. Nie dość, że na tym samym obiekcie, to jeszcze w stosunku do tego samego wykonawcy. Wartość zrealizowanych przez niego robót sięgnęła 81 tys. zł. Nie płacono mu na czas, z tego też powodu wszedł w spory z obecnymi gospodarzami Dusznik Zdroju. Roszczenia finansowe do nich miał i ma też inspektor nadzoru. Pokazano mu podpisane przez niego pokwitowania odbioru pieniędzy, ale przekonuje, iż niczego nie potwierdzał. - Ten człowiek nie ma żadnej umowy na piśmie, więc nie mam podstaw do tego, by cokolwiek mu wypłacać - zauważa dyrektor J. Rajzer. - Podpowiedziałem mu, aby zwrócił się do poprzedniego szefa OSiR-u z pretensjami, mówi jednak, że on w starostwie kłodzkim nadzoruje budownictwo i architekturę, mógłby więc sobie zaszkodzić z uzyskaniem istotnych dla jego działalności zezwoleń. Względy ekonomiczne także były przyczyną tego, że bardzo długo dziennika budowy nie chciał oddać inwestorowi jej kierownik. Chodziło o adaptowany budynek na ul. Zdrojowej 6. Dokument okazuje się ważny z racji zawartych w nim wpisów o prowadzonych czynnościach, wykonawcach, działaniach inspektora nadzoru; stanowi o bezpieczeństwie budynku. Niestety, do dzisiaj nie można go formalnie przekazać w użytkowanie, gdyż brakuje dokumentów na te prace, które dodatkowo tam wprowadzono. - Na przykład nie wiemy, co to za kable wystają ze ścian. Wypadałoby je poucinać, ale czy to nie będzie marnotrawstwo? - zastanawia się J. Rajzer. Ponad siły ekipy Wspomniany dziennik budowy odzyskano w końcu przy udziale policji, która wszczęła postępowanie w związku z inwestycją prowadzoną przez OSiR w Zieleńcu i zaistniałym tam wypadkiem. Ekipa remontowa wzięła się za układanie kanalizacji sanitarnej na centralnym odcinku. Prace oszacowano na 57 tys. zł.