- Osiem lat temu urodziłam pierwsze dziecko. Poród nastąpił w prywatnej klinice ginekologicznej, poprzez cesarskie cięcie. Po porodzie źle się czułam, byłam obolała i rozdęta. Swojego dziecka nie mogłam karmić przez dwa dni, a to przecież najważniejszy czas w pierwszych godzinach życia maleństwa - podkreśla pani Marta. - W szpitalu spędziłam sześć dni, po czym zostałam wypisana do domu. Od tego czasu borykałam się z bólem w nadbrzuszu. Jeździłam do wielu lekarzy, robiono mi różne badania, ale dopiero później okazało się, że na jelicie wyrósł mi 11 centymetrowy guz. Ból w nadbrzuszu cały czas promieniował, a medycy przez te wszystkie lata leczyli mnie w kierunku bólu żołądka - wspomina poszkodowana. Mięśniak na macicy - W 2008 roku zaszłam w drugą ciążę, po raz kolejny trafiłam do tej samej kliniki, do tego samego lekarza. W piątym miesiącu, oprócz rosnącej ciąży miałam dodatkowe wybrzuszenie, wykonano mi badanie USG, po którym stwierdzono, że mam mięśniaka na macicy. Stwierdzono, że mam czekać i czekałam. Donosiłam ciążę, drugie dziecko również przyszło na świat przez cesarskie cięcie. Oprócz wspomnianego mięśniaka na macicy nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Cierpienia pani Marty jednak się nie skończyły. - W lipcu bieżącego roku, w stanie zagrożenia życia trafiłam do lubińskiego ZOZ-u, gdzie wykonano mi kolejne badania. Prosiłam lekarzy, żeby zdiagnozowali, co mi tak naprawdę jest. Podejrzewano, że to może być zatrucie, przez dwa dni przyjmowałam zastrzyki, czułam się fatalnie, ale ból nie przechodził - wspomina pani Marta. Guz w jamie brzusznej - W końcu zrobiono mi badanie rentgenowskie. Na zdjęciu RTG lekarz z chirurgicznej izby przyjęć stwierdził obecność guza w jamie brzusznej. Dla pewności zrobiono mi tomograf komputerowy, okazało się, że osiem lat temu po zabiegu pozostawiono mi w ciele gazik i nić chirurgiczną w okolicy jelita cienkiego. W życiu nie spodziewałam się, że takie coś mnie spotka, szczególnie, że rodziłam w prywatnej klinice. Chciałam mieć jak najlepszą opiekę. Przeszłam kolejną operację, lekarze wycięli mi 30 centymetrów jelita. Przez te lata, guz wielkości 11 centymetrów wrastał w ścianę brzucha, w trakcie operacji lekarze starali się odtworzyć tą ściankę, ale dopiero za kilka miesięcy będzie wiadomo co dalej. Prokuratorskie śledztwo - 2 września Prokuratura Rejonowa w Lubinie, wszczęła śledztwo w sprawie narażenia pani Marty na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Postępowanie obejmuje okres od 2002 do 2008 roku - powiedziała Joanna Sławińska-Dylewicz, rzecznik prokuratury w Legnicy. - Postępowanie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko. Dotyczy ono lekarzy, którzy brali udział w czynnościach medycznych związanych z zabiegiem cesarskiego cięcia wykonanego w placówce, którą wskazała pokrzywdzona, ale też lekarzy biorących udział w leczeniu i diagnozowaniu pacjentki w okresie wspomnianych sześciu lat. Czyn ten zagrożony jest karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. "Przepraszam nie wystarczy" Obecnie przesłuchiwani są świadkowie, personel medyczny i lekarze. - Jesteśmy w trakcie kompletowania dokumentacji medycznej i przesłuchiwania osób, które mogą posiadać niezbędną wiedzę w tej sprawie - mówi rzeczniczka prokuratury. - Przesłuchani zostaną lekarze i personel medyczny, który brał udział w leczeniu i diagnozowaniu pacjentki. Po skompletowaniu wszystkich dokumentów zasięgniemy opinii biegłych sądowych - dodaje. Pani Marta oczekuje zakończenia prokuratorskiego postępowania. Nadal nie wie, czy wróci do zdrowia. - Rokowania mogą być różne, przez pół roku muszę chodzić w pasie, żebym nie dostała przepukliny - mówi z żalem. - Nie mogę pracować. Nadal czuje się źle - i fizycznie i psychicznie. W takiej sytuacji słowo "przepraszam" nie wystarczy. Równie dobrze mogłam się nie obudzić po zabiegu, mogłabym już nie żyć, a przecież mam dwójkę małych dzieci - podsumowuje kobieta. Ewa Chojna