Sędzia odosobnienie zamienił na kaucję w wysokości 25 tysięcy złotych, zakaz opuszczania kraju i dozór policji. Od tygodnia Robert Z. jest w domu. Wciąż nie może się nacieszyć rodziną, ale zgodził się z nami spotkać. - Staram się wymazać te dziewięć miesięcy z pamięci, jakby ich nie było - uśmiecha się Z. - I prawie mi się udało - dodaje. Prawie. Tu rzeczywiście robi wielką różnicę. Pan Robert nie może opowiadać o szczegółach śledztwa, ani o samym procesie, bo obowiązuje go tajemnica. Ale opowiada o innych wątkach, które dają obraz całości sprawy. O służbie - Zawsze byłem postrzegany jako dobry pracownik. Nagradzany, awansowany. Nikt nie postrzegał mnie jako osobę korupcjogenną. A naszym środowisku, jak ktoś bierze w łapę, to wiedzą o tym wszyscy. Ale od pewnego czasu wykonywano pewne ruchy "ostrzegawcze" w stosunku do mnie. To, ze w ciągu jednego dnia kazano mi się przenieść z Wałbrzycha do Gorzowa, to była żółta kartka z podtekstem "nie chcemy cie tutaj, lepiej jak odejdziesz". O śledztwie - Wiele miesięcy przed moim zatrzymaniem wiedziałem, że koło mnie "chodzą", że coś się dzieje. Przecież jestem policjantem z 20-letnim stażem, umiem łączyć pewne fakty. Od początku to zresztą mówiłem i prokuratorowi, i przed sądem. Dlatego twierdzę, że moje aresztowanie nie miało nic wspólnego z argumentem, że mógłbym mataczyć. Gdybym chciał wpłynąć na kogokolwiek, wiedząc wcześniej o pewnych działaniach, już przed zatrzymaniem mogłem to zrobić. O areszcie - To nie jest miejsce dla policjanta. Każdy funkcjonariusz dużo dotkliwiej odczuwa pobyt w areszcie, niż inni osadzeni. Jest narażony na wiele niebezpieczeństw. Sam doświadczyłem wielu trudnych sytuacji. Od razu podjąłem pracę, bo nie mogłem przecież z innymi wychodzić na spacerniak. A i tak znalazłem się w sytuacji, w której przestępca, którego wcześniej zatrzymałem mnie rozpoznał. Na szczęście nie miał żadnych złych zamiarów. Ale kiedy podczas transportu spotkałem się w jednym samochodzie z gangsterami, których wsadziłem na wiele lat do więzienia, sprawa wyglądała już inaczej. Naprawdę się bałem, bo tacy ludzie, którzy mają wyroki po 25 lat gotowi są zabić policjanta, tylko po to, by dodać sobie splendoru, urosnąć w oczach innych przestępców. To są sytuacje, które ni powinny mieć miejsca, naprawdę arcyniebezpieczne. O przyszłości - Wiem, że ta sprawa będzie się jeszcze ciągnęła. W sądzie to normalne. Najważniejsze jednak, że jestem w domu. Teraz myślę tylko o tym. Zakładam swoją firmę, nie zamierzam się załamać. Rozmawiała: Magdalena Sośnicka-Dzwonek