Julka powiększyła grono aniołków, jednak w pamięci wszystkich pozostanie na zawsze. Gdy Julka przyszła na świat w 22 tygodniu ciąży, była najmniejszym dzieckiem, jakie urodziło się w Polsce. Była niewiele większa od męskiej dłoni i ważyła zaledwie 384 gramy. Zaraz po narodzinach przez kilka pierwszych miesięcy cały czas leżała w inkubatorze i była pod ciągłym nadzorem specjalistów. Właściwie nie miała żadnego wykształconego narządu i w podtrzymaniu podstawowych czynności życiowych pomagała jej aparatura. Choć lekarze nie dawali Calineczce żadnych szans na przeżycie, to ona z każdym dniem udowadniała, że cuda czasami się zdarzają. - To był ewenement w skali kraju. W całej swojej karierze nie spotkałam się z tak małym noworodkiem, który miałby szansę przeżyć - mówi profesor Ewa Helwich, krajowy konsultant ds. neonatologii. Niestety Julia była mało odporna na wirusy i często chorowała. Dlatego większość swojego krótkiego, bo tylko dwuletniego życia spędziła w szpitalac,h między innymi w Legnicy, Karpaczu, Krakowie, ale przede wszystkim w rodzinnym Wałbrzychu. Niestety październikowa sobota okazała się być jej ostatnią. Warto jednak wspomnieć, że to dzięki Julce minister zdrowia przeznaczył miliony złotych dla rodzin dzieci wymagających leczenia za pomocą bardzo drogiego leku wzmacniającego odporność - synagis. Można więc powiedzieć, że Calineczka odchodząc uratowała życie kilkudziesięciu niemowlaków takich jak ona. Redakcja