Przed wrocławskim sądem okręgowym toczy się proces przeciwko Mieczysławowi P., który w kwietniu zaatakował nożem kuchennym brata swojej byłej żony. Podczas drugiej już rozprawy sąd wysłuchał opinię policjantów wezwanych do domowej awantury i biegłej psycholog. Do zdarzenia doszło przy ulicy św. Jakuba w Sobótce. Mirosław Sz. przyszedł remontować mieszkanie swojej siostrze Wiesławie (byłej żonie podejrzanego). Awantura zaczęła się, kiedy zapukał do drzwi. - Mój były mąż Mietek uchylił drzwi i na klatce schodowej zaczęła się kotłowanina. Zaczął czymś uderzać Mirka i na koszuli zobaczyłam krew. Brat oświadczył, że musi zadzwonić po policję - odczytywał zeznania sędzia Marcin Sosiński. Napastnik wybiegł z domu za rannym mężczyznom i bójka przeniosła się na ulicę. W pewnym momencie atakowanemu Mirosławowi udało się wyrwać reklamówkę, w której był nóż i odrzucić ją. Podejrzany wrócił do domu i zabarykadował się. Uratowało go żebro Ostrze trafiło w żebro ofiary i rozpadło się na trzy części. Gdyby nie przypadek nóż przebiłby płuco, a wtedy obrażenia byłyby o wiele groźniejsze. Wezwani na miejsce funkcjonariusze nakazali otworzyć drzwi nożownikowi, ale ten nie reagował. Wyważyli je i obezwładnili napastnika. Na miejscu zabezpieczyli też reklamówkę, w której był nóż z długim ostrzem. - Jak dziś się czuje ranny? Dobrze, nic mu nie jest. Po opatrzeniu ran w szpitalu jeszcze tego samego dnia wrócił do domu - powiedziała nam żona Mirosława Sz. W kieszeniach noże i scyzoryki Sąd w obecności biegłej psycholog przesłuchał Wiesławę Sz., która była świadkiem awantury. Kobieta przed sądem stwierdziła, że nie pamięta zbyt wiele. - Byłam w szoku, dlatego nie pamiętam dokładnie, czy mój były mąż zaatakował brata nożem. Nie mogę też skojarzyć, kto trzymał reklamówkę - wzruszała ramionami kobieta. Wyznała jednak, że rozwiodła się z oskarżonym w 2000 roku, bo ten ją bił, wyzywał od najgorszych i zmuszał do seksu. Bała się poskarżyć policji, bo straszył, że ją zabije. Kobieta opowiedziała, że oskarżony przez pewien czas chodził po Sobótce z nożami pochowanymi po kieszeniach, ale nikomu o tym nie kazał mówić. Wiesława Sz., żyła w ciągłym strachu, zdarzało się, że ją dusił i groził pogrzebaczem. Podczas rozprawy Mieczysław P. milczał i słuchał procesu z kamienną twarzą. Jacek Bomersbach