Kudelski zbadał niemieckie dokumenty poświęcone organizacji i procedurom grabieży na polskim terenie, na podstawie spisów zrabowanych zbiorów i przesłuchań niemieckich funkcjonariuszy dotarł do nieznanych faktów na temat losów "Portretu młodzieńca" Rafaela Santi zaginionego podczas niemieckiej okupacji. Ten, jeden z najcenniejszych obrazów w polskich zbiorach należy do Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Założyła je na początku XIX w. księżna Izabela Czartoryska z myślą o gromadzeniu pamiątek narodowych. Najważniejszymi w jej zbiorach były jednak trzy obrazy obcych malarzy, obok "Portretu młodzieńca" - "Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci i "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta van Rijna. Z cennej trójki do Muzeum Czartoryskich nie powrócił jedynie "Portret młodzieńca". Stratę symbolicznie podkreśla pusta rama po obrazie Rafaela Santi wisząca obok "Damy z gronostajem". W 1939 r. rodzina Czartoryskich, chcąc zabezpieczyć dzieła przed zbliżającą się wojną, ukryła swoje zbiory w rodzinnym majątku w Sieniawie. Trzy najcenniejsze malowidła trafiły do skrzyni oznaczonej literami "LRR" (Leonardo, Rafael, Rembrandt). Niemcy odnaleźli jednak skrytkę i zajęli odnalezione w niej dzieła sztuki. "Portret młodzieńca" najpierw trafił wraz z innymi dziełami sztuki do Berlina. Planowano umieszczenie dzieła w tworzonym Muzeum Adolfa Hitlera w Linzu. Obraz chcieli też włączyć do swoich prywatnych kolekcji dowódca Luftwaffe Hermann Goering i generalny gubernator Hans Frank. "Przywódcy III Rzeszy konkurowali ze sobą o to, kto zgromadzi cenniejsze zbiory sztuki. Podnosiło to prestiż i wyznaczało miejsce wśród nazistowskich elit" - powiedział Kudelski. Rywalizację o "Portret młodzieńca" wygrał Frank, ponieważ dzieło powróciło do Krakowa, do ośrodka władzy Generalnego Gubernatorstwa na Wawelu. Dotychczas nie było wiadomo, co stało się z dziełem Rafaela Santi po wydanym przez Hansa Franka rozkazie o ewakuacji zgromadzonych zbiorów sztuki z powodu ofensywy armii radzieckiej latem 1944 r. Jedna z hipotez zakłada, że "Portret młodzieńca" trafił na Dolny Śląsk na długo przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Krakowa. Kudelski potwierdza tę wersję, wskazując na dokumenty odnalezione w archiwach. Jak podkreśla, "obraz wraz z innymi dziełami sztuki wywiezionymi z Wawelu najpierw znalazł się w pałacu Manfreda von Richthofena w Sichowie, a potem decyzją sekretarza stanu Generalnego Gubernatorstwa przeniesiono go do majątku należącego do Hansa i Herty von Wietersheim-Kramsta w Morawie pod Strzegomiem". Wywiezienie "Portretu młodzieńca" z Krakowa poświadcza - według badacza - jedna z kopii niemieckiego spisu dzieł sztuki zabezpieczonych na terenie Polski. Z notatki sporządzonej odręcznie przez współpracownika Hansa Franka na marginesie dokumentu wynika, że dzieło zostało przewiezione do Sichowa. - Niemcy byli bardzo drobiazgowi, ewidencjonowali większość dzieł, które wcześniej zabezpieczyli na trenie Polski" - powiedział badacz. Razem z obrazem Rafaela Santi do Sichowa trafiło wiele cennych obiektów, wśród nich były gobeliny, kolekcja numizmatów, ryciny, zabytki liturgiczne, rękopisy i manuskrypty. Na Dolny Śląsk przede wszystkim jednak ewakuowano kolekcję obrazów. Obok wspomnianego Rafaela do Sichowa wywieziono m.in. "Damę z gronostajem" Leonarda da Vinci i "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta van Rijna, "Chrystusa upadającego pod krzyżem" Petera Paula Rubensa, dzieła Rembrandta, Pietera Bruegela, Hansa von Kulmbacha, Dirka Boutsa, Gerrita Dou, Albrechta Duerera, Lucasa Cranacha, Gabriela Metsu, Davida Teniersa i Canaletta. Według Kudelskiego, zachowane dokumenty pozwalają na twierdzenie, że większość dzieł sztuki z Sichowa trafiła do pałacu w Morawie. Przywiezienie tam zbiorów ma potwierdzać protokół zdawczo-odbiorczy sporządzony przez niemieckich urzędników. Na dokumencie widnieje data 23 stycznia 1945 r. Od tego czasu losy "Portretu młodzieńca" są niejasne. Badacz jest jednak przekonany, że obraz został zrabowany z pałacu przez kogoś z kręgu współpracowników Franka. Ok. 25 stycznia w pałacu rodziny von Kramsta pojawił się adiutant Franka i na jego polecenie wywiózł najcenniejsze dzieła do domu generalnego gubernatora pod miastem Neuhaus w Bawarii. Jak wynika z ewidencji obiektów sporządzonej na polecenie Franka do jego domu trafiły m.in. dzieła da Vinci i Rembrandta, Duerera, Cranacha, Dou i Bruegela. Nie znalazły się tam jednak prace m.in. Canaletta, Rubensa, Kulmbacha i Rafaela. "Portretu młodzieńca" nie znalazł także w pałacu von Wietersheim-Kramsta dolnośląski konserwator sztuki Guenter Grundmann, który dotarł tam 29 stycznia. Po przeprowadzeniu ewidencji zbiorów pozostawionych w Morawie wywiózł je ciężarówkami Wehrmachtu do Cieplic. Później część obiektów ewakuował dalej na zachód i przekazał wojskom amerykańskim. Zdaniem Kudelskiego "Portret młodzieńca" zrabowano w Morawie po wyjeździe adiutanta Franka, złodzieje mieli też zabrać prace Metsu, Rubensa, Kulmbacha i obraz autorstwa lub z kręgu Rembrandta. - Za grabieżą musiały stać osoby, które dobrze wiedziały, gdzie ewakuowano najcenniejsze dzieła zabezpieczone przez Niemców w polskich muzeach. To nie była przypadkowa kradzież. Nie dokonał jej stacjonujący w pałacu żołnierz czy służba, lecz rabusie doskonale znający wartość zbiorów złożonych w rezydencji von Wietersheim-Kramsta - podkreślił badacz. - Frank jechał z Dolnego Śląska do Bawarii w towarzystwie urzędników trzema samochodami. W jego dziennikach pojawia się informacja, że jeden samochód ze współpracownikami odłączył się od reszty w czasie podróży. Z zeznań pałacowej służby wynika z kolei, że nieznani goście nagle pojawili się w Morawie - twierdzi Kudelski. Wśród urzędników znajdował się konserwator sztuki, który miał wiedzę na temat zbiorów zgromadzonych w pałacu. Badacz uważa, że adiutant Franka pozostawił w pałacu obraz Rafaela Santi, bo z powodu dużych gabarytów dzieło nie zmieściło się do skrzyni. Na "Portrecie młodzieńca" mogło nie zależeć także generalnemu gubernatorowi, który wątpił w wartość obrazu. - W dwudziestoleciu międzywojennym część niemieckich historyków sztuki podważała jego autentyczność - twierdzi badacz. "Portret młodzieńca" padł prawdopodobnie łupem niższych rangą niemieckich funkcjonariuszy. Zdaniem Kudelskiego może to tłumaczyć, dlaczego obraz zaginął i po kilkudziesięciu latach jego losy wciąż pozostają niejasne. Złodzieje "skorzystali z okazji pośpiesznej ewakuacji do Bawarii i zrabowali najcenniejsze obrazy z kolekcji, która pozostała w pałacu w Morawie po tym jak wyboru dokonał adiutant generalnego gubernatora - powiedział badacz. Jak zauważył, po wojnie nie było możliwości przeprowadzenia na tyle drobiazgowego śledztwa, aby wyjaśnić losy zrabowanego "Portretu młodzieńca". - Podejmowano takie próby wielokrotnie, ale kończyły się one niepowodzeniem - twierdzi. Robert Kudelski zajmuje się problematyką związaną ze stratami materialnymi w czasie II wojny światowej. Jest autorem m.in. prac "Tajemnice nazistowskiej grabieży polskich zbiorów sztuki" (2004), "Zaginiony konwój SS" (2007). W zeszłym roku ukazała się jego książka "Merkers. Skarbiec III Rzeszy", która opisuje losy kilkuset ton złota zgromadzonego przez nazistów w czasie II wojny światowej. Najnowsza książka Kudelskiego "Zrabowane skarby. Losy dzieł sztuki na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej", która ma się ukazać jesienią bieżącego roku, będzie poświęcona mechanizmom grabieży i struktury niemieckich organizacji biorących udział w rabunku polskich zbiorów sztuki. W publikacji pojawi się również wiele nieznanych dotychczas epizodów związanych z grabieżą dzieł, które do dziś uznawane są za straty wojenne. Badacz planuje też publikację pracy dokładnie wyjaśniającej okoliczności zaginięcia "Portretu młodzieńca".