Na jego zbiorach można się przekonać, iż ten popularny przedmiot do palenia tytoniu, zanim wyparły go papierosy, ma wiele postaci, a nawet prześledzić trochę jego historii. Dziś trudno znaleźć kogoś, kto paliłby kilkudziesięciocentymetrową fajkę porcelanową zdobioną mniej lub bardziej oryginalnymi motywami, z których każdy coś znaczył. Ale kiedyś, na przełomie wieków, i trochę później... - Dużo jest takich fajek z motywami myśliwskimi, co nie znaczy, że palili je akurat tylko myśliwi - mówi Andrzej Kopacz. - Tutaj - pokazuje na tę samą ścianę, tylko trochę dalej - są fajki z motywami wojskowymi, indywidualne. Te rzeczywiście najczęściej należały do wysokich rangą wojskowych. Na cybuchu jednej z nich znajduje się wizerunek dostojnego pana w mundurze - właściciela, a na odwrocie dedykacja "za wspólnie odbytą służbę w pułku". - Ta - pokazuje na inny eksponat - należała do mężczyzny, który idąc na wojnę właśnie na fajce uwiecznił wizerunek swojej rodziny. Mnóstwo takich fajek, o takiej tematyce, pochodzi z początku XX wieku, z 1914 roku, z terenu Austrii, Prus. One też do dziś zachowały się w znacznie lepszym stanie niż np. rosyjskie fajki, palone na dworze carskim, z których czas zjadł farbę. Ale długo porcelanowe fajki, na przełomie XIX i XX wieku, paliły też kobiety, co z kolei zdradzają cybuchy ozdabiane na przykład kwiatami. Do naszych czasów przetrwała jednak przede wszystkim fajka krótka, znacznie wygodniejsza w użyciu. Ta wykonywana była niemal ze wszystkiego: z drewna, z porcelany, zakuwana w srebro, zdobiona mniej lub bardziej, oprawiana w skórę, z bambusa, a nawet z gliny. - Ta jest z kości. Takie fajki (ta akurat pochodzi ona z 1883 roku), palili Murzyni na plantacjach w Stanach Zjednoczonych. Zrobiona jest ze sprasowanej kolby kukurydzy. A takie - pokazuje na kolejną fajkę - palili nasi lotnicy z Dywizjonu 303 w Anglii. Jej wielkość nie jest przypadkowa - podobno lotnik miał czas na jej wypalenie, zanim załadowali mu bomby? A co do starych fajek z gliny, to okazuje się, że nawet dziś można je znaleźć w Kłodzku pod fosą. - Były one bardzo kruche i podczas trzepania przez żołnierza fajka pękała i wpadała do fosy - mówi kolekcjoner. Andrzej Kopacz swoich fajek nie liczy, dokładnie nie wie, ile ich dziś ma, za to doskonale pamięta, w jaki sposób każda z nich do niego trafiała. Sam fajki nie pyka, ale przyznaje, iż od najmłodszych lat - nie wiedząc, dlaczego - był pod jej wrażeniem. Do dziś z sentymentem wspomina widok marynarzy przypływających z rejsu, których widział jako dziecko będąc nad morzem, z rodzinami, dostojnych panów z fajkami. - Wydawało się to takie nieosiągalne, że aż zrobiło się to moim marzeniem. A pierwszą fajkę otrzymałem od ojca mojej długoletniej pracownicy - artysty-malarza. Było to z dwadzieścia lat temu - przyznaje kolekcjoner. (mm)