- Dlaczego nikt z rządowych urzędników nie przyjechał do tej pory na zalane tereny, by na własnie oczy zobaczyć ogrom strat? - pytają rozgoryczeni mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej poszkodowani przez wielką wodę. Sprawdź aktualną prognozę pogody - Niech przyjedzie tu minister, taki mądry, co Polską potrafi zarządzać, i zobaczy, jak wygląda życie. Niech tu sobie pomieszka rok, dwa. Niedługo zjedzą nas muchy, karaluchy i komary. Nie dość, że człowiek nie ma pracy, to jeszcze, o, żyj, inwestuj - mówi ojciec dwójki dzieci, mieszkaniec całkowicie zalanej w nocy Ścinawki w Kotlinie Kłodzkiej. Mężczyzna utracił cały dobytek w powodzi i mieszka w poniemieckiej ruderze. Posłuchaj: - Niestety, nikt o nas nie pamięta - skarżą się reporterowi RMF FM. - Zawsze wszystko robi się samemu, bo nikt nie chce nam pomóc - mówi mieszkaniec siedmiotysięcznego Radkowa, które już po raz drugi w tym roku zmaga się ze skutkami powodzi. - Przyda się każda para rąk, może strażacy, może wojsko. A ponadto środki czystości i czysta woda - wyliczają. Niech w końcu przyślą tu koparki do pogłębiania rzek - podkreślają. Fala powodziowa na Dolnym Śląsku powoli opada, ukazując jednak ogrom zniszczeń. Podtopione domy, zalane pola uprawne, ogródki. Mieliśmy takie piękne zboża. A teraz? Zrównane z ziemią, będzie tam jedynie piach, żwir, nie wiadomo co - żalą się mieszkańcy Paczkowa na granicy Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Tu cały bok budynku został wyrywany. Zalany sklep, domy. Tu wody było na wysokość okna - opisują. Ale ta sytuacja zupełnie inaczej wygląda z perspektywy Warszawy. Przez całe przedpołudnie dziennikarze RMF usiłowali skontaktować się z przedstawicielami rządu, a zwłaszcza Ludwikiem Dornem, który w czasie nieobecności premiera zastępuje go w stolicy. Lech i Jarosław Kaczyńscy odpoczywają na urlopie w nadmorskiej Juracie. Na zalane tereny udał się w końcu wicepremier Ludwik Dorn. Poza tym MSWiA wreszcie przyznało, że na Dolnym Śląsku mamy do czynienia z powodzią, a nie jedynie z "lokalnymi podtopieniami". Wcześniej rzecznik resortu podkreślał, że sytuacja na zalanych terenach nie jest zła. - Ja rozumiem psychologiczny odbiór obecności wojska. Być może poszkodowany czułby się bezpieczniej, gdyby pomocy udzielało im wojsko. Ale nie ma takiej potrzeby, straż pożarna jest odpowiednio wyposażona i odpowiednio liczna. Może więc wystarczy skierować do pomocy wystarczająco liczbę strażaków - powiedział Tomasz Skłodowski w rozmowie z RMF FM. Problem w tym, że na miejscu - jak sprawdził Witold Odrobina - strażaków nie widać...