Zarzucono im narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia ucznia, bo - według prokuratury - wiedzieli o awarii, ale nie zlikwidowali zagrożenia. Grozi im od 3 do 5 lat więzienia. Jak poinformował w poniedziałek Dominik Flunt z biura prasowego Sądu Okręgowego we Wrocławiu, proces został przełożony na październik, bowiem jeden z obrońców poprosił o zmianę terminu. 14-letni Filip R. został śmiertelnie porażony prądem na boisku szkolnym. Do tragicznego wypadku doszło 30 lipca 2006 r. w centrum Wrocławia. Filip R. grał z kolegami w koszykówkę. Gdy piłka wpadła na mur okalający boisko, uczeń wszedł na niego. Tymczasem na murze znajdowała się jeszcze metalowa siatka, która - jak się okazało - była pod napięciem. Przybyli na miejsce lekarze próbowali przewieźć chłopca do szpitala. Jednak w trakcie przenoszenia do karetki jego stan gwałtownie się pogorszył. Mimo reanimacji chłopiec zmarł. Wrocławska prokuratura zarzuca Ewelinie G., zawieszonej obecnie dyrektorce Gimnazjum nr 3 we Wrocławiu, że mimo ciążącego na niej obowiązku opieki, naraziła Filipa R. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Dyrektorka - jak wynika z aktu oskarżenia - wiedziała od woźnej o "przebiciu prądu na metalowy płot" przynajmniej od dwóch tygodni i nie podjęła żadnych działań, aby usunąć awarię. Kobiecie grozi do 5 lat więzienia. Policjant Krzysztof C. - według prokuratury - nie dopełnił swoich obowiązków, bowiem nie przyjął w połowie lipca od Barbary C., mieszkającej niedaleko boiska, zgłoszenia o istniejącym na boisku szkolnym zagrożeniu. Ponadto policjant nie zrobił nic by zabezpieczyć to miejsce. Funkcjonariusz polecił jedynie kobiecie zadzwonić na pogotowie energetyczne. Grozi mu do 3 lat więzienia. Natomiast Zygmunta L., dyspozytora pogotowia energetycznego prokuratura oskarża o to, że naraził Filipa R. i inne nieustalone osoby na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Jak wynika z aktu oskarżenia, dyspozytor nie przyjął zgłoszenia od Barbary C. o istniejącym zagrożeniu na boisku. Ponadto nie podjął w tej sprawie żadnych czynności. Dyspozytorowi grozi do 5 lat więzienia. Jak wynika z opinii biegłych z zakresu elektroenergetyki, przebicie prądu nastąpiło wskutek przetarcia się dwóch warstw izolacyjnych przewodu zasilającego pobliski zakład. Biegli stwierdzili też, że "przyłącze napowietrzne" pod napięciem ok. 230V nie było nadzorowane, nie podlegało okresowym przeglądom instalacji elektrycznych. Oskarżeni nie przyznali się do winy i złożyli obszerne wyjaśnienia. Zdaniem prokuratury, wyjaśnienia te w świetle zgromadzonego materiału są niewiarygodne.