Podobna sytuacja jest w szpitalu Batorego, wypowiedzenia z pracy złożyło tam 34 lekarzy. Podkreślają, że nie chcą odchodzić, ale rząd zmusza ich do ostateczności. Obie placówki, które stanowią zaplecze medyczne regionu, w akcji protestacyjnej uczestniczą od 21 maja, czyli od początku ogólnopolskiego strajku. Do końcówki ubiegłego tygodnia, wałbrzyscy lekarze tylko śledzili medialne doniesienia o kolegach, którzy składali wypowiedzenia w innych częściach kraju. Teraz robią to samo. - Czara goryczy się przelała. To jest akt desperacji, nic nam innego nie pozostaje - mówi lekarz Dariusz Madejczyk, którego spotykamy na dyżurze na Oddziale Ratunkowym. - Złożenie wypowiedzeń to chyba jedyna skuteczna forma protestu. Poprzednie nie przyniosły skutku - dodaje Paweł Pyka, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w szpitalach Batorego i Sokołowskiego. Dramatyczna decyzja Według danych, przekazanym nam przez związek gotowość złożenia wypowiedzeń zadeklarowało około 80 proc. lekarzy. Nie wszyscy mogą to zrobić od razu. - W szpitalu Sokołowskiego trzymiesięczne wypowiedzenia złożyło 38 osób - mówi Dariusz Madejczyk. Kolejna dwudziestka będzie to robić sukcesywnie w sierpniu i we wrześniu, tak aby wszyscy mogli odejść z dniem 1 października. W szpitalu Batorego wypowiedzenia złożyło już 34 lekarzy. Jak dowiedzieliśmy się w Specjalistycznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem wypowiedzeń oraz protestu, ze względu na specyfikę placówki, nie ma. Lekarze solidaryzują się jednak ze swoimi koleżankami i kolegami z innych oddziałów. Dla personelu, decyzja o odejściu jest dramatyczna. - Nikt tak naprawdę nie chce przestać tutaj pracować, ale musimy zacząć się szanować - mówi specjalistka chorób wewnętrznych Katarzyna Tomalska-Bywalec. Lekarze podkreślają, że ich strajk nie ma charakteru politycznego, chodzi o sytuację w służbie zdrowia, która jest krytyczna. - No dobra, umówmy się, że pieniędzy na podwyżki dla nas nie ma, ale przecież nie tylko o to chodzi. Rząd nie przedstawia żadnego rozwiązania jak wybrnąć z tego kryzysu - tłumaczy Dariusz Madejczyk. Dodaje, że w związku ze składaniem wypowiedzeń, od dzisiaj szpital zaczyna normalnie pracować. Będą się odbywać planowe zabiegi, ruszą poradnie. Krach może nadejść z początkiem października. Krachu nie będzie? Lekarze liczą, że przez ten okres uda się dojść do porozumienia z rządem, że sytuacja się unormuje. Takie odczucia podziela Roman Szełemej, zastępca dyrektora połączonych wałbrzyskich szpitali. - Liczę na zawarcie porozumienia z rządem. Mam nadzieje, że ta sytuacja tak jak do tej pory nie zachwieje opieką zdrowotną w Wałbrzychu - tłumaczy. - To wyraz determinacji, próba zwrócenia uwagi na problemy związane z wynagrodzeniami w służbie zdrowia - komentuje akcję protestacyjną. Michał Wyszowski wyszowski@nww.pl