Najgorzej ucierpieli mieszkańcy ulic: Wiejskiej i Radkowskiej oraz okolic głównego skrzyżowania. W sobotnie popołudnie nad miastem przeszła nawałnica. - Z nieba padał grad - mówi mieszkaniec Nowej Rudy. - Wracałem z pracy. Musiałem się zatrzymać, bo nie było nic widać, ponadto bałem się, że zaraz roztrzaska szybę w aucie. Na skutki potężnego deszczu nie trzeba było długo czekać. Woda wezbrała i niosła ze sobą, co tylko się dało. - Śmieci, gałęzie i jeszcze inne rzeczy zatrzymywały się na moście, na skrzyżowaniu. Tworzyła się tama i woda zaczęła się piętrzyć - mówi świadek sobotnich zdarzeń. - Rzeka zaczęła wylewać, ludzie nie nadążali zabezpieczać swojego dobytku. Samochody, które stały na parkingu, zostały pozalewane. Zamknięto skrzyżowanie. Miasto się zakorkowało, a kierowcy spoza regionu nie wiedzieli, jak ominąć blokadę. - Nie wiem, w co ręce włożyć - mówi właścicielka sklepu znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki. - Nie mamy nawet gdzie tych wszystkich śmieci wynosić, bo kontener zabrała woda. Ratujemy się pożyczoną przyczepą. Przy skrzyżowaniu mieści się też filia Miejskiego Ośrodka Kultury. - Do północy walczyliśmy z wodą, kotłownia nie nadaje się do użytku - mówi Wojciech Kołodziej, dyrektor MOK-u. Dzik jednak najbardziej dał się we znaki mieszkańcom ul. Radkowskiej. - Wypłukało wszystkie kamienie podtrzymujące mostek, który prowadzi do kamienicy - mówi Elżbieta Buławska. - Boimy się, że może nie wytrzymać. Tutaj - pokazując na nowy nurt rzeki - na środku jest teraz drzewo. Wcześniej znajdowało się ono na skarpie. Sąsiadce pół działki zabrało, wszystkie rury zerwało. Jeszcze trochę, a woda wlałaby się do sąsiadów, w piwnicach woda już się nie mieściła. Woda szła ze wszystkich stron: przeciekała przez dach, od strony rzeki i napierała z drugiej strony - spływała z góry. Sąsiadowi zalało zakład, dalej woda przewróciła słupy elektryczne. Jesteśmy bez prądu. Rozmówczyni nie liczy zbytnio na pomoc: - Trzeba będzie samemu wszystko robić. Zresztą frustracji jest więcej. - W nocy dzwoniliśmy do straży pożarnej, aby chociaż nam wąż pożyczyli i dzisiaj prosiliśmy o to samo strażaka - mówi woląca zachować anonimowość mieszkanka ul. Radkowskiej. - Usłyszeliśmy, że nie rozdaje on węży i na tym pomoc się skończyła. - Zrobimy sobie wszystko sami, wypompujemy wodę, potrzebny nam jest jedynie wąż, bo ten, który mamy, nie wystarcza - nie kryje irytacji mąż kobiety. - Gdyby nie szef Krężbudu - firmy, w której pracuję - nie moglibyśmy liczyć na nikogo. Przyjechał ze sprzętem i innymi pracownikami, by pomóc mojej rodzinie. Podczas niedzielnej rozmowy Marzena Wolińska, wiceburmistrz miasta, nie potrafiła jeszcze podać dokładnych danych określających wielkość szkód. - Jest na to za wcześnie. Jeszcze nie liczyliśmy strat ani zalanych domostw. Przyjdzie na to czas później, w tej chwili są ważniejsze zadania do wykonania. Za naprawę wzięli się też przedstawiciele EnergiPro. - Postaramy się, by prąd pojawił się jak najszybciej. Problem w tym, że nie ma już skarpy, na której stały słupy. - Dostaliśmy pozwolenie na postawienie słupów w innym miejscu - mówi pracownik firmy dystrybuującej energię. Straty ponieśli także mieszkańcy innych ulic - wybijały studzienki i nieczystości zalewały piwnice. Z kolei na drogę między Nową Rudą-Słupcem a Bożkowem osunęła się pokopalniana hałda. Pomimo braku możliwości przejazdu niektórzy kierowcy próbowali sforsować zalegający na ulicy szlam. Pakowali się tym samym w jeszcze większe kłopoty. Woda nie oszczędziła również tutejszego, niedawno otwartego, sklepu sieci Biedronka. Usuwanie szkód na pewno trochę potrwa, jednak jest spora szansa, że wszystko zostanie dokładnie uporządkowane i być może zabezpieczone na przyszłość. Przecież to rok wyborczy. dj