Jego dom stoi w feralnym miejscu - niedaleko rzeki, przy której przydałby się bardzo wał przeciwpowodziowy. - Pisaliśmy w tej sprawie podanie do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, ale nic nie zrobiono. A gdyby był, to na pewno inni by nie ucierpieli. Córka p. Jana, Małgorzata Kozieł, jest mocno zajęta sprzątaniem pomieszczeń, do których dostała się woda. Wyprowadzać się nie zamierza, bo nie ma gdzie. Zdecydowała się na remont, dlatego już zerwała podłogi. - Były z płyt pilśniowych i tak nasiąkły wodą, że zdzierały się jak papier - informuje kobieta. W doprowadzaniu domu do ładu dzielnie pomaga córka Monika, ale i koleżanki z pracy: Agnieszka Truchan, Marzena Wiącek i Justyna Kopeć. - Od razu zdecydowałyśmy się tu przyjechać, jak tylko dowiedziałyśmy się o tych szkodach - przekonują. - To taki odruch serca z naszej strony. Koleżanki mieszkają w Krosnowicach. Osiedle Fabryczne akurat powódź ominęła. Ale uznały, że nie mogą siedzieć z założonymi rękami, gdy inni mają taki kłopot. - Pomogłyśmy w myciu naczyń, przenoszeniu odzieży i porządkowaniu. Widzimy, ze dużo rzeczy trzeba było wyrzucić. Te sześć tysięcy złotych, które daje państwo, w żaden sposób nie zrekompensuje strat - dodają rozmówczynie. - A przecież trzeba kupić jeszcze jakieś środki grzybobójcze, zlikwidować pleśń... bień