Młody mężczyzna na czerwonym ścigaczu pojawia się co wieczór około godziny osiemnastej. Przez kolejne sześć godzin co kilka minut odpala silnik, dając popis jego możliwości, by na koniec ruszyć z piskiem opon. Potężny ryk powoduje włączanie się autoalarmów, a okoliczni mieszkańcy dobiegają do okien. Szaleniec wariuje po ulicach codziennie. Aż do późnej nocy. - Mamy już dość. Nie dość, że włączają się alarmy, to jeszcze budzą się dzieci. To jakiś koszmar - denerwuje się pani Grażyna z Daszyńskiego. - Na dodatek, gdy ktoś chce wyglądnąć przez okno, słyszy obraźliwe wyzwiska i inwektywy rzucane przez kolegów motocyklisty - żali się kobieta. Mieszkańcy przekonują, że dzwonili na policję, ale gdy przejeżdża patrol... szalony jeździec znika. autor: dp