Mieszkańcy Chróstnika mają dość ciągłego podtruwania ich. Narzekają, że kurnik nie spełnia jakichkolwiek norm, a z komina - bez względu na porę roku - wydobywa się gryzący dym. - Odór z kurnika jest nie do wytrzymania - mówi jedna z mieszkanek wsi, Agnieszka Kowalczyk. - Mieszkam tu pięć lat i pięć lat i ten smród wentylatorami wydobywa się na zewnątrz. Cały czas czuć odchody kurze, podejrzewamy, że są tam palone również padnięte zwierzęta, bo czasami jest taki fetor, że nie ma czym oddychać. Kierownik referatu rolnictwa i ochrony środowiska w Gminie Lubin, Mariusz Kretkowski twierdzi jednak, że w Chróstniku nie ma żadnego zakładu produkcji drobiu. - W świetle mojej wiedzy w Chróstniku w tej chwili nie ma produkcji drobiarskiej - powiedział Kretkowski. Co innego mówi jednak jego ojciec, Marian Kretkowski, właściciel fermy. - Hodowlę brojlerów prowadzę od 25 lat bez przerwy i nikt mi tego nie może zabronić - twierdzi. - Przez ostatni rok zawiesiłem działalność w związku z kłopotami zdrowotnymi. W tej chwili córka kończy produkcję ograniczoną. Za moją zgodą wstawiła bojlery, ponieważ u siebie remontuje kurnik. Jeżeli ktoś ma pretensje to tylko ci, którzy nie tak dawno się pobudowali, ale przecież wiedzieli, gdzie się budują i nie mogą mieć pretensji albo żądać ode mnie żebym zaprzestał produkcji. Oczywiście ja mogę ją zakończyć, tylko niech mi zwrócą wszystkie koszty z tego tytułu albo doprowadzą do tego żeby ja miał jakiś dochód. Ja prowadzę fermę 25 lat, a oni są tu góra cztery albo pięć lat. - Ten kurnik to zmora wsi zwłaszcza dla tych, którzy mieszkają w bezpośrednim sąsiedztwie - mówi Piotr Worobel, mieszkaniec Chróstnika, który od lat znosi smród i dym. - Przede wszystkim zanieczyszcza środowisko, bardzo dymi, nieraz jest tak, że mojego budynku nie widać w ogóle przez ten dym, a znajduje się on w odległości około 150 metrów od kurnika. Podejrzewam, że kurnik w tej chwili nie spełnia wymogów produkcyjnych. Tu nie ma czym oddychać, jest potworny smród i jest bardzo dużo azotu w powietrzu. Osobiście rozmawiałem z właścicielem fermy drobiu, żeby założył jakieś filtry na komin, żeby założył odpowiednią wentylację, żeby nam nie śmierdziało, to powiedział, że on był tutaj pierwszy i my go nie interesujemy. Zwróciłem mu uwagę, że to nie ma znaczenia - choćby ze względu na zatruwanie środowiska - dodaje Piotr Worobel. Marian Kretkowski uważa, że takie postępowanie to złośliwość sąsiada posiadającego inny zakład produkcji zwierzęcej. - Jeżeli idzie o podtruwanie czy też smród jest to rzecz nieokreślona w tej chwili przepisami - mówi właściciel fermy bojlerów. - Obok jest ferma lisia, ciekawe, że ta ferma im nie śmierdzi. To wszystko jest nagrywane przez właściciela fermy lisiej. To jest kwestia nienawiści jaką on czuje do mojej rodziny. Marian Kretkowski zapytany o palenie padliny i cuchnący dym ostro zaprzecza. - Bzdury ludzie mówią - powiedział nam. - Żeby mówić, że palę martwe zwierzęta, to trzeba stwierdzić czy w ogóle takie są, a tych padów nie ma. Od dwóch czy trzech tygodni w ogóle w piecu się nie pali. Jest ciepło i nie ma żadnego ogrzewania. Być może w dalekiej przeszłości paliłem padłe zwierzęta, ale nawet służby weterynaryjne zezwalały, jeżeli były to niewielkie ilości, żeby w taki sposób je utylizować. Teraz nie ma żadnego dymu. Kretkowski twierdzi, że wcześniej opalał kurnik węglem brunatnym, jednak po rozmowie z mieszkańcami zaprzestał tego procederu. - Wcześniej dla zmniejszenia kosztów zaopatrywałem kotłownię w węgiel brunatny i rzeczywiście przy rozpalaniu przy piecu z nadmuchem powietrza wydzielał się gęsty i widoczny dym - wyjaśnia. - W skutek interwencji mieszkańców poszedłem im na rękę i w ogóle zlikwidowałem zaopatrywanie w węgiel brunatny i kupuję węgiel kamienny. Teraz dym widać tylko przez chwilę, a kiedy temperatura pieca osiągnie wymaganą normę w ogóle dymu nie ma. Sąsiedzi nie dają za wygraną - W 1999 roku, kiedy dostawaliśmy zgodę na budowę, mamy w warunkach zabudowy zastosowanie ogrzewania gazowego, elektrycznego lub innego ekologicznego - mówi Piotr Worobel. - Mój budynek w tej chwili jest opalany tylko i wyłącznie gazem, ze względu na to, że takie były warunki zabudowy. Jeżeli dla jednego mieszkańca są takie warunki, to dlaczego drugi może palić wszystkim? - pyta Worobel. Cały czas próbowaliśmy rozmawialiśmy z sąsiadem, mieliśmy nadzieję, że uda się to, ze względu na stosunki sąsiedzkie, załatwić polubownie. Sąsiad nie reaguje. - Dwa czy trzy lata temu, kiedy były straszne upały 37-38 stopni, to przez tydzień domu nie wietrzyliśmy. Od rana do wieczora był taki odór, że było to nie do wytrzymania - opowiada Agnieszka Kowalczyk. - Tu jest dużo małych dzieci, a nawet nie ma jak na spacer wyjść czy do własnego ogródka. Niektórzy mieszkańcy skarżą się także na kłopoty z drogami oddechowymi. Mariusz Kretkowski twierdzi jednak, że w okresie ostatnich dwóch lat, od kiedy jest kierownikiem Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy w Lubinie, do gminy nie napływały informacje na temat uciążliwości produkcji rolnej w Chróstniku. - Jestem zaskoczony pytaniem. Nie wiem, czy to nie jest pomówienie, na tej posesji mieszkają moi rodzice, stąd nie wiem o co tutaj chodzi. Rodzice nie prowadzą w tej chwili działalności, od roku kurnik nie prowadzi działalności, stad jestem zadziwiony. Nie widziałem żadnego dymu, po prostu nie wiem... - twierdzi. Tymczasem bliscy sąsiedzi kurnika gromadzą dowody na to, że z komina wydobywa się dym, który zasnuwa całą okolicę. Niektórzy z nich mają nawet nagrania na taśmach video. Są zdesperowani i nie zamierzają rezygnować z walki o czyste powietrze i normalne życie w swoich domach. Ewa Chojna redakcja.zaglebie@wfp.pl