Informację o złożeniu pozwu przekazał rzecznik wrocławskiego magistratu Paweł Czuma. Rzecznik dodał, że jeżeli sąd zdecyduje o eksmisji, miasto zaproponuje Romom lokale socjalne. Wrocławscy urzędnicy zadeklarowali to również podczas spotkania z przedstawicielami Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Amnesty International Polska, które odbyło się w zeszłym tygodniu w Warszawie. Nie wiadomo, kiedy sąd rozpatrzy pozew. Jak powiedział rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu Marek Poteralski, zależy to m.in. od tego czy spełnia on wszystkie wymogi formalne. - Jeżeli tak, to trafi na wokandę w normalnym trybie - powiedział sędzia. Wcześniej miasto zawiadomiło policję o popełnieniu wykroczenia, polegającego na nielegalnym zajmowaniu przez Romów terenu, za co grozi grzywna. Pod koniec marca rumuńscy Romowie z obozowiska przy ul. Kamieńskiego otrzymali od magistratu dwa pisma. W jednym z nich urzędnicy napisali, że mieszkańcy koczowiska łamią prawo, zajmując nielegalnie teren miejski; drugie pismo zawierało wezwanie do opuszczenia koczowiska. Jak tłumaczyła wówczas PAP Anna Bytońska z biura pasowego wrocławskiego magistratu, miasto zdecydowało się na podjęcie kroków prawnych m.in. po wielokrotnych skargach na "uciążliwe sąsiedztwo" ze strony mieszkańców okolicznych bloków. Termin jaki miasto dało Romom na opuszczenie koczowiska minął 10 kwietnia. Jak powiedziała w czwartek PAP Agata Ferenc z pomagającego Romom stowarzyszenia Nomada, nie opuścili oni koczowiska, ponieważ nie mają gdzie się przenieść. "Jeżeli wyprowadzą się z koczowiska, to przeniosą się na inny teren we Wrocławiu i to nie rozwiąże sprawy" - mówiła Ferenc. Dodała, że rumuńskim Romom przed sądem będą pomagać przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego oraz stowarzyszenia Nomada. Władze miasta wielokrotnie podkreślały, że pomagały Romom z koczowiska na Kamieńskiego. - Oferowaliśmy m.in. ciepłe posiłki, dostarczamy tam wodę, a w zimie straż miejska oferuje mieszkającym tam ludziom noclegi w miejskich noclegowniach. Wiele form tej pomocy było odrzucanych przez Romów - powiedziała wcześniej Bytońska. Zdaniem wrocławskich urzędników innych form pomocy miasto nie może podjąć dopóki Romowie nie zalegalizują swojego pobytu w Polsce. W sobotę organizacje pozarządowe, które zaangażowały się w pomoc rumuńskim Romom, chcą na koczowisku zorganizować piknik dla jego mieszańców i wrocławian. "Chodzi o to, by zmienić negatywne emocje, które narosły wokół tej sprawy" - powiedziała Ferenc. Głos w sprawie rumuńskich Romów zabrał również prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce Roman Kwiatkowski. W liście otwartym do prezydenta Wrocławia napisał, że z niepokojem obserwuje "jak podsycane są przez niektóre grupy z Wrocławia antyromskie nastroje, które po ostatnich doniesieniach medialnych na temat obozowiska obywateli rumuńskich pochodzenia romskiego przy ul. Kamieńskiego, zaczęły gwałtownie narastać". - Stan, który teraz władze próbują zmienić, trwał przecież przez lata i nikt nie reagował. Dlaczego od razu nie podjęto środków zaradczych - są do tego powołane odpowiednie służby, a ich działania natychmiast po nielegalnym osiedleniu się Romów rumuńskich przy ul. Kamieńskiego powinny zakończyć tę sytuację i jednocześnie pomóc tym osobom np. w zalegalizowaniu pobytu, jeśli by wyrazili taką wolę - napisał Kwiatkowski. Romowie z Rumunii mieszkają na koczowisku przy ul. Kamieńskiego od kilku lat. W barakach, w których nie ma bieżącej wody, a prąd dostarczany jest przez agregaty, mieszka około 60 osób, w tym wiele dzieci. Mieszkańcy koczowiska żyją m.in. ze zbierania złomu oraz datków, które zdobywają na ulicy.