Przed dwoma tygodniami rumuńscy Romowie otrzymali od magistratu dwa pisma. W jednym z nich urzędnicy napisali, że mieszkańcy koczowiska łamią prawo, zajmując nielegalnie teren miejski; drugie pismo zawierało wezwanie do opuszczenia koczowiska. Jak poinformowała w poniedziałek Anna Bytońska z biura pasowego wrocławskiego magistratu, we wtorek mija termin, do którego Romowie mieli opuścić koczowisko. - Po tym terminie możemy złożyć na policję zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia, polegającego na nielegalnym zajmowaniu terenu, za co grozi grzywna. Możemy też skierować sprawę do sądu, który podejmie decyzje, czy Romowie zostaną eksmitowani, czy też nie - powiedziała Bytońska. Mieszkańcy koczowiska żyją m.in. ze zbierania złomu Romowie z Rumunii mieszkają na koczowisku przy ul. Kamińskiego od kilku lat. W barakach, w których nie ma bieżącej wody, a prąd dostarczany jest przez agregaty, mieszka około 60 osób, w tym wiele dzieci. Mieszkańcy koczowiska żyją m.in. ze zbierania złomu oraz datków, które zdobywają na ulicy. Bytońska podkreśliła, że miasto wielokrotnie oferowało Romom pomoc. - Oferowaliśmy m.in. ciepłe posiłki, dostarczamy tam wodę, a w zimie straż miejska oferuje mieszkającym tam ludziom noclegi w miejskich noclegowniach. Wiele form tej pomocy było odrzucanych przez Romów - powiedziała Bytońska. Dodała, że dopóki Romowie nie zalegalizują swojego pobytu w Polsce, miasto nie może podjąć innych form pomocy. Skargi na "uciążliwe sąsiedztwo" Miasto zdecydowało się na podjęcie kroków prawnych m.in. po wielokrotnych skargach na "uciążliwe sąsiedztwo" ze strony mieszkańców okolicznych bloków. Zdaniem Dariusza Tokarza, pełnomocnika wojewody ds. mniejszości narodowych i etnicznych, z punktu widzenia prawa miasto Wrocław może domagać się eksmisji Romów. - Jest jednak druga - humanitarna - strona problemu. Rumuńscy Romowie mieszkają tutaj od lat. Przyjechali, bo w swoim kraju żyli w bardzo złych warunkach. Żyjąc na koczowisku, gdzie również są bardzo trudne warunki, mówią, że jest im tu lepiej niż w Rumunii - mówił Tokarz. Według niego, problem rumuńskich Romów da się rozwiązać tylko dzięki współpracy samych Romów, miasta Wrocław, okolicznych mieszkańców oraz organizacji pozarządowych pomagających Romom. - To wstępny, konieczny warunek bardzo trudnego procesu. Od miasta zależy udostępnienie gruntu i być może zaoferowanie prac interwencyjnych. Wówczas Romowie objęci zostaliby ubezpieczeniem, dzięki czemu będą mogli zarejestrować w urzędzie wojewódzkim swój pobyt w Polsce. Do organizacji pozarządowych należałoby dbanie o to, by dzieci romskie poszły do szkół. Konieczne są również rozmowy z mieszkańcami okolicznych bloków. Z kolei sami Romowie muszą zobowiązać się do tego, że jeżeli dostaną pracę, to do niej pójdą, a dzieci poślą do szkoły - tłumaczył Tokarz. "Grożenie wysiedleniem 60 osób to niedopuszczalne działanie" W zeszłym tygodniu do magistratu wpłynęło pismo od rumuńskich Romów z koczowiska przy ul. Kamińskiego. Proszą w nim, aby magistrat jeszcze raz rozpatrzył swoją decyzję i zapewniają, że chcą zalegalizować swój pobyt w Polsce. W sprawę zaangażowała się również Amnesty International Polska. Dyrektorka organizacji Draginja Nadazdin w komunikacie przesłanym do mediów podkreśliła, że "grożenie wysiedleniem 60 osób to zdecydowanie niedopuszczalne działanie ze strony władz miasta, które muszą działać w zgodzie z międzynarodowymi standardami praw człowieka". Jej zdaniem, miasto powinno zagwarantować Romom lokale zastępcze. W poniedziałek przypada Międzynarodowy Dzień Romów. Z tej okazji w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim odbyło się spotkanie przedstawicieli społeczności romskich mieszkających we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku. Jego uczestnicy m.in. wzięli udział w szkoleniu na temat "Programu na rzecz społeczności romskiej" na lata 2014-2020.