Legniccy policjanci dowiedzieli się o wszystkim od dziadka dziewczynki. To właśnie pod jego domem porzucono 11-letnią Kamilę. - Na miejscu do policjantów podszedł mężczyzna, który przedstawił się jako dziadek dziewczynki. Powiedział, że kilka minut wcześniej matka dziecka wraz z konkubentem podjechali pod jego dom samochodem, położyli na ziemi reklamówki, a następnie wysadzili dziecko z samochodu i odjechali - relacjonuje oficer prasowy legnickiej policji, Sławomir Masojć. Dziadek Kamili nie chciał zająć się wnuczką. Jego syn, a zarazem biologiczny ojciec dziewczynki, został pozbawiony praw rodzicielskich na mocy wyroku sądowego. Opiekę nad 11-letnim dzieckiem sprawować miała jej matka, która od dłuższego czasu mieszkała wraz z konkubentem. -To nie była zła kobieta, zajmowała się córkami dobrze. Wszystko przez tego mężczyznę (konkubenta kobiety - przyp. red.), bo ona nigdy nie była złą mamą. Widać było, że on ma na nią taki wpływ - opowiada sąsiadka kobiety. Legniccy stróże prawa postanowili odwiedzić kobietę w jej mieszkaniu, w Legnicy. Od progu powitały ich wymówki i tłumaczenia. - Drzwi otworzyła matka dziewczynki. Oświadczyła, że jest bez pracy i środków do życia i nie stać ją na wychowywanie dziecka. Stwierdziła również, że jej konkubent zarabia ok. tysiąca złotych i lodówka w domu jest pusta - opisuje rzecznik legnickiej policji, Sławomir Masojć. Policjanci postanowili ocenić warunki, w jakich mieszkała kobieta. Jak się okazało, nieczułe wymówki nijak miały się do prawdy. Dobry telewizor, kosztowny sprzęt muzyczny, komputer ze stałym dostępem do internetu i wypełniona jedzeniem lodówka - oto atrybuty "nie posiadającej środków do życia" rodzicielki. Nieludzkie postępowanie kobiety zmusiło policjantów do umieszczenia Kamili w Pogotowiu Opiekuńczym. Jak na wszystkie te wydarzenia reagowała 11-letnia dziewczynka? Barbara Ryczek, pełniąca obowiązki dyrektora legnickiej placówki wychowawczej zapewnia, że dziecko było niesamowicie pogodne. - Sprawiała wrażenie, jakby nie rozumiała tego, co się stało. Prawdę mówiąc nie było po niej widać żadnej rozpaczy - wspomina dyrektorka Pogotowia Opiekuńczego, wskazując równocześnie jeden z powodów zachowania Kamili. - Około roku temu w podobnych okolicznościach trafiła do nas jej starsza siostra, Elwira. Przez cały czas dziewczynki utrzymywały kontakt przez internet, bo wysyłały do siebie e-maile. Od kiedy trafiła do nas Kamila, dziewczynki są razem i należą do tej samej grupy wychowawczej. Są do siebie bardzo przywiązane - tłumaczy p.o. dyrektora legnickiej placówki. Barbara Ryczek nie ma wątpliwości, że za nieludzkimi decyzjami rodzicielki obu dziewczynek stoi jej konkubent. Matka nigdy nie odwiedzała starszej z sióstr, ani raz nie zapytała też o jej stan. Od kiedy Elwira trafiła do Pogotowia, przychodził do niej wyłącznie, pozbawiony praw rodzicielskich, biologiczny ojciec. -To konkubent przewijał się jako główny powód zajść. Biologiczny ojciec odwiedzał Elwirę nawet w szpitalu, gdy przechodziła rehabilitację po naderwaniu ścięgna - wspomina Barbara Ryczek. -Kamila była w domu traktowana jak przedmiot, na pewno nie była na pierwszym miejscu. Nie wykształciły się tam też poprawne relacje. Jej szkolni pedagodzy mówią, że dziewczynka była zawsze zaniedbana i miała słabe stopnie - dodaje dyrektorka legnickiego Pogotowia Opiekuńczego. Postępowanie wyrodnej matki nie mieści się w głowie. Wszystko wskazuje na to, że za namową swego konkubenta, kobieta chciała "pozbyć się" córek, aby móc rozpocząć z nim nowe życie. Na szczęście o sprawie poinformowano legnickich funkcjonariuszy policji, którzy sporządzoną dokumentację przekazali do Wydziału Dochodzeniowo - Śledczego oraz Sądu Rodzinnego. Teraz matka obu dziewczynek może trafić do więzienia, bowiem za porzucenie własnego dziecka grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności. Paweł Pawlucy