Niedzielne, jesienne popołudnie parę lat wstecz... Zaczęło się już robić szarawo na ulicach jednej z krakowskich dzielnic. Dzień jak co dzień. Razem z rodzicami i młodszym bratem właśnie wracałam do domu, po wizycie u znajomych. Nie było jeszcze późno, może około 17-ej godziny. Wsiedliśmy w tramwaj, za jakieś 15 minut mieliśmy być na miejscu. W tramwaju niewiele osób, głównie starsi ludzie, jakieś małżeństwo z bukietem kwiatów, najpewniej wybierające się na imieniny do znajomych, kilku, może kilkunastu młodych mężczyzn, dwie lub trzy nastoletnie dziewczyny. Na jednym z przystanków do tramwaju wsiada grupa pięciu młodych chłopców, może mieli po 16, 17 lat. Młodzi mężczyźni od razu wzbudzili zainteresowanie, a raczej przerażenie wśród pasażerów. Wszyscy opatuleni w klubowe szaliki, dwóch z nich w kominiarkach, reszta w kapturach na głowach. Stali na środku tramwaju i w ciszy rozglądali się po pasażerach. Początkowo myślałam, że szukają kogoś znajomego, próbując chyba uspokoić szybko bijące serce. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wprawdzie szukali, ale chyba kogokolwiek. Przez chwilę uważnie przyglądali się mojemu bratu, który wtedy miał może jakieś 12 lat. Potem zainteresowali się młodym chłopakiem siedzącym niedaleko nas. Wreszcie przeszli w przednią część tramwaju, gdzie zatrzymali się przy około 27-letnim mężczyźnie. Kazali mu wstać, ten nie reagował. Po chwili wyszarpnięto go z siedzenia i popchnięto na sam przód wagonu. Mężczyzna wyglądał na przerażonego. W tramwaju panowała cisza. Pasażerowie zdawali się być spokojni, zajęci tym, co dzieje się za oknami wagonu, a młodzi mężczyźni zachowywali się nadzwyczaj cicho, praktycznie nie tocząc nawet między sobą rozmów. Jeden z nich uwiesił się poręczy i kopał stojącego mężczyznę, drugi go podtrzymywał, by ten nie upadł, trzeci natomiast z całej siły uderzał w niego sprzączka od pasa. Mężczyzna krwawił, krzyczał, nawet nie miał szans się bronić. Tramwaj jechał sobie spokojnie od przystanku do przystanku, a ludzie pozostawali niewzruszeni, jakby nic się nie działo, przeglądali prawdopodobnie po raz setny tę samą gazetę, przyglądali się (mijanym codziennie, tym samym)blokom, samochodom, ulicom.