Wiele z nich jest już tylko wspomnieniem: "Polonia", "Studio", "Śląsk" czy "Pionier". Do dzisiejszych czasów dotrwała tylko "Warszawa" (najelegantsze wrocławskie kino przed pojawieniem się multipleksów), "Lalka". "Lwów" i "Atom". Do tych miejsc bardziej niż tańsze bilety przyciąga ludzi repertuar. W małych kinach można obejrzeć wartościowe filmy, które miały swoją premierę kilka miesięcy wcześniej (w multipleksach są już zwykle wtedy zdjęte z afiszów). Wśród widzów trafiają się więc zarówno studenci, jak i osoby w mocno dojrzałym wieku. Kasjerka w "Atomie" wyjaśnia, że oprócz kilku filmów okazywanych popołudniami kino użycza często sali na pokazy w ramach różnych festiwali i przeglądów. Ostatnio był to "Brave Festiwal. Przeciw wypędzonym z kultury" i pokaz filmów związanych z hinduskim stylem określanym jako Bollywood. Okazjonalnie organizowane są tam również imprezy tematyczne, jak na przykład sylwester islandzki na powitanie roku 2006. - W weekendy naprawdę nie możemy narzekać a brak widzów - zapewniają pracownicy. - W tygodniu jest trochę gorzej, ale widzimy, że nadal wiele osób pamięta o naszym kinie. Za wygraną nie dają także kina podlegające Instytucji Filmowej "Odra-Film". Należy do nich "Warszawa", "Lalka" i "Lwów" oraz sporo placówek w województwie dolnośląskim i lubuskim. Tam również odbywają się liczne przeglądy filmowe i spotkania z twórcami. W małych salach można poznać zarówno klasykę kina, jak i dzieła artystów z odległych krajów. Większość obiektów została w ostatnim czasie zmodernizowana, wyposażona w aparaturę dolby stereo i przystosowana do potrzeb widzów niepełnosprawnych. Wygląda na to, że oparły się inwazji multipleksów i znalazły swoich niszowych odbiorców. E.M.