Ta nowa "zabawka" to Śnieżnik - prawdziwe cudeńko i całkowicie polska myśl techniczna. -Śnieżnik to symulator - komputerowa strzelnica. To też jedyny tego typu sprzęt na wyposażeniu polskiej armii. Żołnierze nigdy nie wiedzą skąd wyskoczy wróg i jakiej broni przeciwko nim użyje. - Ustawić możemy kilkadziesiąt wariantów akcji bojowych w różnych warunkach - mówi starszy chorąży Andrzej Doliwa, operator Śnieżnika. - Strzelamy nocą, podczas śnieżnej zamieci, jest opcja z noktowizorem i wiele innych. Aby ćwiczenia wydawały się żołnierzom jak najbardziej realne, wszyscy muszą być ubrani i wyposażeni jak na prawdziwą akcję. Nikt na strzelnicę nie przychodzi w dresach i kapciach, tylko w kompletnym umundurowaniu. Broń też jest jak prawdziwa. - To jest broń przerobiona z prawdziwej - wyjaśnia Andrzej Doliwa. - Wyposażona w lasery. W każdym razie strzelać z niej prawdziwymi nabojami już się nie da. Na symulatorze w Świętoszowie strzela się niemal bez przerwy. Żołnierze ćwiczą ile wlezie, a przy okazji nie marnują amunicji. Dopiero kiedy strzelać się nauczą, idą na prawdziwą bojową strzelnicę z prawdziwymi karabinami i pociskami. Trenujący na symulatorze wojskowi mówią, że i emocje są prawdziwe. - Do tej pory mieliśmy takie urządzenie tylko na szkoleniach w Niemczech - mówi starszy szeregowy Jarosław Krawczewski żołnierz zawodowy. - Trochę to przypomina grę komputerową, ale jest bardzo realistycznie. Naprawdę dużo można się nauczyć, a przy okazji zabawa jest niezła. Drużyna, która kryje się w okopach na symulatorze, używa dwóch pistoletów maszynowych, pięciu karabinków automatycznych, karabinu maszynowego, granatnika i karabinu dla strzelca wyborowego. I tak na prawdziwej wojnie, broń trzeba przeładować, odbezpieczyć, wymienić magazynki. Udawanie, ale bardzo realne. - Tutaj można bardzo szybko zorientować się, kto w różnych warunkach strzela celnie i wysłać takiego żołnierza na dalsze kursy dla strzelców wyborowych - mówi Andrzej Doliwa. Śnieżnik to bardzo zmyślne urządzenie. Uczy strzelać w pojedynkę, uczy też współdziałać w grupie. Szkoleniowcy od razu widzą kto nie trafia nawet w stodołę i szkoda dla niego marnować prawdziwych pocisków, a kto ma zadatki na snajpera. Oby tylko takie umiejętności przydawały się chłopakom ze Świętoszowa jak najrzadziej. Ale z drugiej strony, większość obsady jednostki to zawodowi wojskowi, którzy jeżdżą na misje do Iraku, czy Afganistanu, i którzy zdają sobie sprawę, że podczas prawdziwej wojny wróg atakuje ostrymi pociskami, a wtedy trzeba odpowiedzieć prawdziwym ogniem. W takich sytuacjach przezywają tylko prawdziwi farciarze, albo doskonale wyszkoleni. Ilona Parejko