Według wstępnych ustaleń pod ziemią eksplodowały ładunki wybuchowe używane do prac strzałowych. Pożar został już ugaszony. Całonocna akcja ratownicza zakończyła się o godz. 11. W kopalni wznowiono wydobycie. Załogi wszystkich części kopalni, tzn. Lubina Głównego, Zachodniego oraz Wschodniego, gdzie doszło do wybuchu, rozpoczęły pracę". Na dół zjechała także specjalna komisja, która ma obejrzeć miejsce katastrofy i ustalić jej okoliczności. 26 rannych przebywa w szpitalu ZOZ, 14 zostało umieszczonych w szpitalu Miedziowego Centrum Zdrowia. Dwóch lżej rannych nie wyraziło zgody na hospitalizację. Najpoważniejszych obrażeń doznało dwóch górników. Ich stan lekarze określają jako bardzo ciężki. - Najciężej ranny górnik ma uraz twarzoczaszki, grozi mu trwałe kalectwo. Poszkodowany będzie przewieziony do Wrocławia na chirurgię szczękową. Drugi ciężko ranny ma uraz gałek ocznych, w tej chwili nie widzi. Z pełną oceną jego stanu zdrowia trzeba poczekać. Jednak stan żadnego z nich nie zagraża życiu - powiedział zastępca dyrektora szpitala zespołu opieki zdrowotnej w Lubinie, Jarosław Jaroszewski. - U pozostałych są przede wszystkim ogólne potłuczenia, urazy takie, jakie powstają w wyniku wybuchu, liczne rany postrzałowe od ułamków urobku, trochę złamań - dodał. Część górników została przebadana toksykologicznie. Nie wiadomo było, czy nie zatruli się gazami, które uwolniły się w czasie wybuchu. Wszyscy ranni górnicy podkreślają, że jak na tak groźny wypadek mieli dużo szczęścia. Twierdzą, że mogło się to skończyć tragedią. Do wypadku doszło w szybie wschodnim ZG Lubin na poziomie 670 metrów. Około godz. 18.30 operator składu przewożącego ponad 2 tony dynamitu, używanego do prac strzałowych, zauważył ogień. Mężczyzna najpierw próbował ugasić płomień za pomocą podręcznych środków gaśniczych, kiedy stwierdził, że to się nie uda, ratował się ucieczką. Wtedy nastąpiła eksplozja. Z kopalni ewakuowano wszystkich 500 pracowników, w tym 150 znajdujących się w szybie, w którym nastąpiła eksplozja. Posłuchaj także relacji reportera RMF Macieja Sasa: Do lubińskiego szpitala zadzwonił Leszek Miller, który pytał o stan zdrowia rannych górników. Premier zaofiarował również wszelką możliwą pomoc. Miller przed dziesięcioma dniami właśnie z Lubina wracał do Warszawy z uroczystości barbórkowych, kiedy helikopter, którym podróżował, uległ awarii.