Lekarz nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 8 lat więzienia. Jak poinformowała w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus, Andrzej W. - ginekolog z wieloletnim stażem - podejrzany jest o przyjmowanie korzyści majątkowych od 2 do 3 tys. zł m.in. za wykonanie cesarskiego cięcia podczas porodu jednej z pacjentek. - Od tych łapówek zaczęło się śledztwo, w toku którego okazało się, że lekarz dopuszczał się jeszcze innych przestępstw - dodała Klaus. Andrzej W., lekarz jednego z wrocławskich szpitali i właściciel prywatnego gabinetu, wykonywał zabiegi przy znieczuleniu ogólnym, choć nie miał ani uprawnień anestezjologa, ani nawet potrzebnego sprzętu do m.in. reanimacji - powiedziała Klaus. Państwowa Inspekcja Sanitarna stwierdziła, że lekarz nie miał prawa wykonywać znieczulenia ogólnego w swoim prywatnym gabinecie, bowiem nie posiadał właściwego sprzętu i potrzebnych do tego uprawnień. Ponadto, jak wynika ze śledztwa, ginekolog w prywatnym gabinecie brał pieniądze od pacjentek za leczenie schorzeń, na które kobiety nie cierpiały. - Usypiał kobiety, a gdy one się budziły, mówił, że np. nadżerka czy polip zostały usunięte - powiedziała Klaus. Do prokuratury zgłosiło się 26 kobiet poszkodowanych przez wrocławskiego ginekologa. On sam nie przyznaje się ani do brania łapówek ani do oszustw. Przyznaje jedynie, że faktycznie usypiał swoje pacjentki. Dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 we Wrocławiu Andrzej Zdeb nie odpowiedział na pytanie, dlaczego mimo zarzutów Andrzej W. nadal pracuje w szpitalu.