2 grudnia 2017 roku w Legnicy doszło do brutalnego pobicia młodego mężczyzny. Sławomir Nowiczonek, 33-letni górnik podczas powrotu z Barbórki miał podejść do grupy mężczyzn pijących alkohol przed garażami na jednym z osiedli w Legnicy. Wtedy też został zaatakowany. Najpierw brutalnie go pobito, a później upokorzono, wylewając na bezwładnego mężczyznę piwo i oddając mocz. Kilka dni wcześniej urodził mu się syn - To było brutalne pobicie, kopano go, skakano po całym ciele. Na początku świadkowie zeznawali, że ten oskarżony znęcał się nad nim, po prostu go pobił - mówi Sylwia Blicharska, partnerka ofiary. Następnego dnia mężczyzna zmarł w szpitalu. Stwierdzono u niego uraz mózgu, który miał powstać w momencie uderzenia tyłem głowy o ziemię. Mężczyzna osierocił dziecko - kilka dni wcześniej urodził mu się syn. - On następnego dnia miał iść to dziecko zobaczyć, wcześniak, dopiero co się urodził. Zamiast tego umarł w taki straszny sposób, konał, a oni na niego sikali - mówi Mieczysław Nowiczonek, ojciec ofiary. Oskarżony czeka na wolności Napastnik zeznał, że to Sławomir Nowiczonek miał być agresywny i go zaatakował. Inne osoby biorące udział w imprezie ostatecznie potwierdziły tę wersję, jednak wcześniej wielokrotnie zmieniały zeznania. Ich zachowanie było na tyle oburzające, że zdecydowano ukarać się ich za utrudnianie śledztwa. - To dotyczyło faktu, że ustalali między sobą, również z oskarżonym, wersję wydarzeń. Umawiali się, że będą zeznawali tak, żeby wyszło na to, że cała ta sytuacja to był nieszczęśliwy wypadek - tłumaczy Jarosław Halikowski z Sądu Okręgowego w Legnicy. Mimo ciągłego mataczenia w śledztwie sąd uznał, że główny oskarżony, który miał zadać śmiertelny cios, na wyrok poczeka na wolności. Zdecydowano wypuścić się go za poręczeniem w wysokości 10 tysięcy złotych. Zdaniem rodziny, będąc na wolności, Jan F. będzie robił wszystko, aby prawda o tym zdarzeniu nie wyszła na jaw. - To jest śmiech na sali. On powinien od początku aż do wyroku siedzieć w areszcie i czekać na sprawiedliwość. A teraz on sobie z wolnej stopy przyjeżdża do sądu, mijamy się na korytarzu. Przecież to jest niedorzeczne - mówi Sylwia Blicharska. Recydywista, syn policjanta W wypuszczeniu oskarżonego na wolność nie przeszkadzała sądowi jego przeszłość. To recydywista, karany wcześniej między innymi za brutalne pobicie człowieka na zlecenie. Za popełniony czyn grozi mu nawet 25 lat więzienia. Rodzina zmarłego twierdzi, że tak łagodne traktowanie oskarżonego wynika z faktu, iż jego ojciec jest emerytowanym policjantem. W poprzedniej sprawie został skazany na trzy i pół roku więzienia. - Tam tak samo chodziło o rozbicie komuś czaszki. Miał to zrobić na zlecenie, za pieniądze, pobić człowieka kijem bejsbolowym - tłumaczy Beata Matysek, pełnomocnik rodziny ofiary. Proces przed sądem cały czas trwa, jednak rodzina obawia się, że główny oskarżony, mając ciągły kontakt ze świadkami, zamydli obraz sprawy tak bardzo, że nie uda się go skazać.