Rodzice pierwszoklasistów nie mają lekko. Po pierwsze dlatego, że często dla nich początek szkoły to większy stres niż dla dzieciaków, a po drugie, zakupy dla siedmiolatka mogą okazać się nie lada wyzwaniem. Ale nic to, trzeba sobie jakoś radzić. Spróbujemy jakoś pomóc. Tornister jak walizka Ania w tym roku zostanie pierwszoklasistką w Szkole Podstawowej nr 63. Większość rzeczy już ma. - Jesienno-zimowe ciuchy, takie jak swetry czy kurtkę, kupowałam Ani na zimowych wyprzedażach. Dobierałam rozmiar o numer za duży. Ale koszulki, zeszyty, buty kupuję teraz - mówi Urszula Małecka, dziennikarka wrocławskiego oddziału Polskiej Agencji Prasowej. Ula martwi się, że popełniła błąd nie rozpoznając dokładnie rynku tornistrów. - Na tornister postanowiłam wydać nawet do 250 zł. Ostatecznie udało mi się kupić za 130. Wzięłyśmy z Anią książki i zeszyty i mierzyłyśmy w sklepie. Chodziło przede wszystkim o to, żeby teczka była lekka i nie była większa od Ani, żeby nie wystawała jej zza ramion czy zza głowy. Ania chciała też zobaczyć, czy na pewno wszystko jej się tam zmieści - opowiada Małecka. Kiedy już kupiły, okazało się, że na rynku dostępne są tornistry, które można ciągnąć za rączkę (bo są na kółkach) jak walizkę. - W wielu sklepach można już teraz kupić takie tornistry, żałuję, że się pospieszyłam. Kosztują około 300 zł, ale mam gwarancję, że córka nie będzie za bardzo obciążać kręgosłupa. Mam zamiar kupić jej taki za rok - mówi Urszula. Buty z butiku, majtki z sieci Kwestię butów najczęściej rozwiązują szkoły. Używając aparatu pojęciowego nauczycieli "obuwie zmienne" i to na WF powinno być z białą podeszwą (żeby się parkiet nie porysował). Więc całkiem sporo możliwości na szczęście odpada. - "Obuwia zmiennego" właśnie szukamy. Nie zamierzam wydać na to więcej niż 20, 30 zł. Kupię je w jakimś sieciowym sklepie. To tylko kilka godzin dziennie i Ania głównie będzie w nich siedzieć - śmieje się Ula. Co do butów sportowych jest już inaczej. - Zainwestuję 100 zł, może trochę więcej. Tu też nie ma co przesadzać, bo przecież dzieci rosną i niewykluczone, że w następnym semestrze będę musiała już kupić nowe. Ale do sportu but musi być porządniejszy, żeby się Ania nie nabawiła kontuzji. Poszukam w jakimś specjalistycznym butiku - dodaje Małecka. Najwięcej pieniędzy Urszula wydaje na buty, w których jej córka chodzi do szkoły. - Tu nie oszczędzam, bo już wiem, że się nie opłaca. Kupuję w specjalistycznych sklepach z obuwiem dziecięcym, wydaję na nie średnio 250 zł - mówi. Bieliznę i koszulki panie kupują najczęściej w "sieciówkach", albo małych osiedlowych sklepach. - Majtki kupuję tak, by nie kosztowały więcej niż parę złotych, bluzki kilkanaście złotych. To najszybciej się niszczy i często trzeba zmieniać. Zwracam tylko uwagę, żeby były dobre gatunkowo: czyli dużo bawełny, mało sztucznych domieszek - mówi Ula. I jeszcze jedna ważna rada. Ula nie zamierza dawać Ani do szkoły bardzo drogich rzeczy. - Jeśli coś zginie, albo się zniszczy nie chcę żałować - tłumaczy. Piórnik z ziomalem Tyle, jeśli chodzi o praktyczną część zakupów. Teraz pozostaje jeszcze kwestia mody. Rzecz ważna, bo może się okazać, że pierwszak zostanie wyśmiany, albo uznany za obciachowy i wtedy w domu czekają nas niemiłe sceny. Ania bardzo jasno precyzuje, co można na siebie włożyć, a co już jest passe. - Jeśli skarpetki to "stópki", żadnych podkolanówek. Rajstopy muszą być takie pończochowe. Mogą być w różnych kolorach, ale nie w misie czy serduszka. Piórnik nie może być świecący. Może być np. z "Odlotowymi agentkami" (kreskówka dla dzieci - przyp. red.) albo z "Kubusiem Puchatkiem". Chłopak może mieć piórnik z samochodem albo z ziomalem (nie udało się dokładnie zdefiniować tego słowa, pozostawiamy to waszej intuicji). A bluzki? Hmmmm, muszą być ładne, wesołe i nieróżowe - dodaje Ania. No cóż, powodzenia. Maja Majewska, maja.majewska@echomiasta.p