W mediach cały czas słyszymy o kryzysie ekonomicznym, dlatego dziennikarze postanowili sprawdzić, na co może liczyć dzisiaj Święty Mikołaj. Strój zdobył dziennikarz dzięki uprzejmości Wypożyczalni Strojów Karnawałowych przy ul. 9 Maja. Z pudełkiem kartonowym było łatwiej. Czerwony napis "Kryzysowy Mikołaj prosi o wsparcie" wykonano odpowiednio wcześniej. Żeby nie wyjść do wrocławian z pustymi rękami, Mikołaj zaopatrzył się również w cukierki. Przecież każdy doskonale wie, że Mikołaj powinien rozdawać prezenty, a nie zbierać. Z resztą wtedy jest bardziej wiarygodny. Na początek biblioteka im. Mikulskiego w Rynku. Tam, żeby się przebrać. Miejsca nie było za wiele. Obsługa nieco zdziwiona. Do budynku weszło dwóch panów, a wyszedł jeden i Mikołaj. Gdy opuścili budynek, zza lady w szatni odprowadzały ich zdziwione spojrzenia szatniarza. W drzwiach mijał młodą wrocławiankę, która odprowadzała ich uśmiechem aż do fontanny w Rynku. Najpierw do Urzędu Miasta. - Którędy do prezydenta? - Prosto, po schodkach i po lewej - mówią zgodnie portierka i ochroniarz. Mikołaja niestety nie wspomogli. Dziennikarze udają się zatem do prezydenta Wrocławia z myślą, że pewnie on poratuje Mikołaja w potrzebie. Podchodzę do biurka sekretarki. - Chciałbym się spotkać z prezydentem. - A w jakiej sprawie? - Wie pani, jest kryzys, Mikołaj w takich czasach nie ma lekko. - Jaki kryzys? - Zwalniają ludzi w Whirlpoolu. - Ale przecież jeszcze nie zwolnili. Z resztą z prezydentem trzeba się umawiać kilka tygodni wcześniej. Z tym kryzysem, to powinien się Pan raczej skierować do Agencji Rozwoju Aglomeracji - oświadcza. Wyciąga długopis, po czym kaligrafuje na kartce papieru nazwę instytucji, adres i numer telefonu. - A nie wspomoże pani Mikołaja? - Nie. - A pan? Mikołaj da Panu cukierka. - Ja też mogę dać Mikołajowi cukierka - mówi bardzo poważnie jegomość w garniturze. Jak nie, to nie. Trudno. Dziennikarze udają się do siedziby Straży Miejskiej w Rynku. Na dole siedzi strażnik. Podnosi się z fotela. - Słucham? Pytam o wsparcie dla Mikołaja w potrzebie. - Niestety nie daje na ulicy? - No tak, ale przecież jesteśmy w budynku. Znowu nic nie udało się wskórać. Strażnik życzy szczęścia. Dobre słowo, to też coś. Skoro tu się nie da, dziennikarze udają się do biura Platformy Obywatelskiej. Tu też zostają odesłani z kwitkiem. Posłów nie ma, choć podobno z rana jeszcze siedzieli w swoich biurach. Jeden z asystentów pyta: - W jakiej sprawie? - A czy Mikołaj zawsze musi przychodzić w jakieś sprawie? Dziennikarze schodzą po schodach na dół, gdzie otacza ich gromadka dzieci. Witają Mikołaja uśmiechami. Wiele dać nie mogą, więc maluchy dostają cukierki. W zamian, z lekkim strachem w oczach głaszczą Mikołaja po brodzie, której autentyczność sprawdzają pociągając za nią delikatnie. Na szczęście broda trzyma się dobrze i nie zostaję zdekonspirowany. Jarmark Bożonarodzeniowy na Rynku. Atakuję anielicę. Kto jak kto, ale ona powinna wspomóc świętego. Pomimo nalegań odpowiada, że w grę wchodzi tylko wymiana. Mikołaj da coś Aniołowi, a Anioł Mikołajowi. Mikołaj idzie na to i szybko się ulatnia. Z boku złym okiem przygląda się ochroniarz, który jeszcze chwila i gotów chwycić za krótkofalówkę. Następne kroki Mikołaj kieruje do biura poselskiego Kazimierza Ujazdowskiego. Domofon - nikt nie odpowiada. Drzwi są jednak uchylone, więc wchodzę. Znów po schodach na górę, później długim korytarzem i jestem na miejscu. Niestety posła nie udaje się zastać. Czeka mnie kolejna rozmowa z panią w biurze. - Zielonym Mikołajom mogę coś dać - oświadcza pani z biura poselskiego. - A czerwony jest gorszy? To jak, wspomoże pani Mikołaja? - Nie. Zrezygnowani dziennikarze zmierzają do Biura Porad Obywatelskich przy ul. Szajnochy. Może ta instytucja pomoże jakoś Mikołajowi w kryzysie. Pomaga, ale tylko dobrą radą. Na pytanie, jak święty ma przetrwać kryzys - pani z okienka odpowiada: - Jak to jak - przeczekać. Znowu nic. Zmierzają do miejsca, gdzie świętego raczej trudno spotkać, czyli do sex shopu przy ul. Krupniczej. Gdy ekspedientka widzi Mikołaja z przerażeniem odskakuje wraz z krzesłem do tyłu. Robi to z takim impetem, że mało nie spada na posadzkę. Wszak, gdzie jak gdzie, ale w sex shopie to Mikołaja raczej ciężko spotkać. No, może łatwiej tam o jakąś śnieżynkę. Gdy ekspedient czyta napis na kartonie pyta niepewnie. - Czy mogą być kondomy? - Czemu nie. Po chwili wrzuca do kartonu pierwszy "datek" w postaci prezerwatywy i dwóch baloników do dmuchania. To już coś. Dziennikarze ruszają dalej. Krupniczą w kierunku policji przy Podwalu. Po drodze wchodzą na plac budowy. Skoro nie VIP-y, to może wspomogą Mikołaja w potrzebie zwykli wrocławianie. Nie przeliczyli się. Podchodzimy do grupki robotników. Pytamy o wsparcie. - Wiesz Mikołaju teraz nic nie mamy, bo wypłata dopiero dziesiątego. Ale jak wrócisz po niej, to na pewno cię czymś poratujemy - obiecuje jeden. Już mają odchodzić... jednak pan w pomarańczowym kombinezonie wysupłuje z kieszeni i wrzuca kilka drobnych do pudełka. W taki sposób Kryzysowy Mikołaj został wsparty 35 groszami! W końcu policja. Z wejściem do gmachu nie ma problemu. Mikołaj podchodzi do obsługi klienta. - Chciałbym się spotkać z komendantem. Pani zza kontuaru podnosi telefon. - Jest tu Mikołaj Kryzysowy do pana komendanta - melduje. - Kto? - słyszę zdziwiony głos po drugiej stronie słuchawki. Po chwili powiedziano mi, że komendanta na razie nie ma, bo wyjechał. Kryzysowy Mikołaj wychodzi z niczym. Honor policji próbuje ratować jeden z funkcjonariuszy w cywilu. - Dał bym ci coś Mikołaju, ale wiesz zostawiłem portfel na górze. No cóż, przynajmniej są dobre chęci. Wrocławianie spotkani na ulicy przyjmowali Kryzysowego Mikołaja bardzo pozytywnie. Uśmiechali się, pozdrawiali, niektórzy w pośpiechu wyciągali komórki robiąc Mikołajowi zdjęcie. Od jednej z pań z dzieckiem dziennikarze usłyszeli, że teraz już wszyscy są w kryzysie. Wbrew temu, co mówią spece od politycznego PR, kryzys nadciąga dużymi krokami, bo jak inaczej wytłumaczyć, że przez dwie godziny "kolędowania" Mikołaj zebrał tylko 35 groszy, jedną prezerwatywę i dwa baloniki. Jest jednak pewna rada i na to. Jeżeli nie wiecie, gdzie iść w czasie kryzysu drodzy wrocławianie - udajcie się do sex shopu... Bartłomiej Sarna