Dopiero w niedzielę rano, 6 czerwca, starosta powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego odwołał alarm przeciwpowodziowy dla czterech gmin, w tym Kędzierzyna-Koźla. Czy mieszkańcy odetchnęli z ulgą? Pewnie tak, bo jeszcze w Boże Ciało stali na moście i z niepokojem patrzyli na wezbrane wody Odry. Ale w dalszym ciągu szacują straty, sprzątają i liczą na pomoc przyjaciół. Ulice pełne wody - Jedna rzecz jest pewna, coś się z tym klimatem dzieje nie tak. Niepokojące jest to, że woda pojawiła się w miejscach, gdzie jej nigdy nie było. Widać, że ziemia już tego nie wciąga... - dzieli się prywatnymi spostrzeżeniami Bronisław Makowiecki obwożąc nas po mieście. Rozmowa, w gruncie rzeczy, nie schodzi z jednego tematu: wielkiej wody, która w trzeciej dekadzie maja br. zalała Kędzierzyn-Koźle, a ściślej mówiąc - Koźle i kilka innych dzielnic. Tym razem Odra połączyła się z miejscową małą rzeką Linetą, która nigdy wcześniej nie miała tyle siły. Również na osiedlu Kuźniczki w Kędzierzynie, mimo że daleko od Odry, doszło do miejscowych podtopień. W ciągu 33 lat jest to czwarta powódź w mieście; pierwsza była w 1977 r., druga w 1985, kolejna - największa z największych - w 1997 roku i teraz kolejna. Oprócz nich ludności dokuczały lokalne podtopienia na depresyjnych terenach, których dziś już nikt nie liczy. - O tutaj, tymi ulicami bez problemu pływałem motorówką - pokazuje p. Bronisław na jedną z ulic zabudowaną obiektami jedno- lub kilkurodzinnymi. - Tu była rodzina pięcioosobowa - wszystkich ewakuowaliśmy. Podpłynąłem tak na równi z oknami. - Nasza rodzina była ewakuowana, razem z psem - mówi Joanna Judyńska-Turło, żona i matka trzech córek, z których najstarsza, Ela, ma 14 lat. - Chorujemy na astmę, więc tym bardziej baliśmy się tu zostać. - Sama nie bardzo jestem w stanie sobie poradzić, bo jestem schorowana, ledwo chodzę, ale najpierw przyszli maturzyści i pomogli mi wszystkie rzeczy wynieść, później mnie ewakuowali, a w międzyczasie sąsiedzi mi wszystko wysprzątali - mówi starsza wiekiem Ruta Tłuczykon. - Wiedzieliśmy, że coś takiego będzie, ale nie spodziewaliśmy się, że w takim stopniu - mówi Krzysztof Zalewski, jeden z mieszkańców zalanej ulicy. - Było jak w Wenecji; przez kilka dni byliśmy odcięci przez wodę. Oczywiście policja pływała, strażacy, więc jeśli ktoś chciał się ewakuować, to nie było problemu. W zeszłym tygodniu ulice miasta były suche, ale ślady wielkiej wody widnieją na murach domów, przypominają o niej też hałdy śmieci piętrzących się na chodnikach, czekających na transport z zakładu komunalnego. Wszystko ma być wywiezione na koszt miasta. Karty powodzianina dla 700 rodzin - Wszyscy muszą obowiązkowo ubezpieczać samochody i jakoś każdego na to stać, a z ubezpieczeniem swojego domu mają problem. Jak to jest? - zastanawia się głośno p. Bronisław podczas dalszej podróży po mieście. Na szczęście, akurat w tym regionie powracająca co jakiś czas wielka woda zmieniła świadomość ludzi i większość myśli tak, jak nasz przewodnik: mieszkania mają ubezpieczone. Jak mówi Teresa Koczubik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kędzierzynie-Koźlu, z ewakuacji skorzystało 11 osób, głównie ludzi starszych i dwie inne rodziny z dziećmi, ale - na szczęście - po kilku dniach wszyscy wrócili do siebie. Kartę powodzianina (ewidencji) przydzielono 700 domom. Nie oznacza to, że wszyscy otrzymają pomoc od państwa w wysokości 6 tys. zł. Pracownicy MOPS-u stosują indywidualne podejście do każdego i z góry informują, że tylko nieliczni dostaną najwyższą kwotę. Kurczaki padły, pasza zalana, a firmy upominają się o pieniądze Majowa powódź odcisnęła się na firmach prywatnych. Jednym z przykładów jest właściciel fermy drobiu. Z braku dopływu prądu, odciętego ze względów bezpieczeństwa, udusiło mu się 16 tys. brojlerów, których wcześniej nie mógł sprzedać, bo były za małe. Dziś stoi przed poważnym problemem, bo kurczaki padły, pasza została zalana, a firmy, z którymi miał się rozliczyć w barterze, domagają się pieniędzy. Są mniejsze firmy ściągające płyty wiórowe ze Skandynawii i one uległy zatopieniu. Rada Miejska w Kędzierzynie-Koźle nie wyraziła zgody na zdjęcie określonych dochodów i zadań z realizacji, ale że prezydent jest organem podatkowym, sam może podejmować decyzje w sprawie np. umarzania podatków. - Jest to około 1,1 mln zł w podatku od nieruchomości i rolnym. Kwota jest mała, ponieważ część mieszkańców zapłaciła za cały rok. Dlatego zwalniam drugie półrocze - z raty trzeciej i czwartej. Niemniej, żeby nie było gorszych i lepszych, to ci, co zapłacili całość, zwolnieni będą w przyszłym roku - za pierwszy i drugi kwartał - deklaruje prezydent Kędzierzyna-Koźla Wiesław Fąfara. Śmieci "warte" milion Straty liczą mieszkańcy, podmioty gospodarcze, sumuje je też prezydent miasta W. Fąfara. Na razie trudno mu powiedzieć, ile będzie kosztowało usunięcie wszystkich szkód wyrządzonych przez żywioł, bo jeszcze szacuje koszty samego wywozu wszystkich śmieci i normalnego posprzątania miasta. Sto tysięcy złotych, przekazane przez Wojewodę Opolskiego na usuwanie tych pierwszych skutków powodzi to przysłowiowa kropla wody w morzu - dosłownie. Sam wywóz śmieci szacowany jest na ponad 1 mln zł. Pomoc płynie m.in. z Kłodzka i zza Kijowa Kędzierzyn-Koźle, kiedy tylko mógł, pomagał innym, na przykład w zeszłym roku Kłodzku przekazał 50 tys. zł na usuwanie skutków powodzi, dziś sam dziękuje za każde wsparcie. - Wysłaliśmy pisma z prośbą o pomoc do około pięćdziesięciu samorządów - mówi prezydent W. Fąfara. - Na dziś odpowiedziała gmina Orzysz, która chce przekazać 10 tys. zł na placówki oświatowe, gmina Pisz - na dwa tygodnie zabiera 40 dzieci na wypoczynek, również Białogard - też 40 dzieci. Nawet miałem telefon z Ukrainy, ze Smiły (zza Kijowa). W zeszłym roku myśmy im pomagali i teraz chcą się zrewanżować i dostarczyć pomoc rzeczową, głównie środki czystości. To jest początek, bowiem pomoc szykuje też prezydent Świdnicy, starosta powiatu piskiego, a także Kłodzko. W tym tygodniu miasto nad Nysą Kłodzką chce wysłać pomoc rzeczową, w postaci głównie środków czystości, wody mineralnej i żywności trwałej. Ponadto deklaruje przekazać 20 tys. zł w gotówce i na letni wypoczynek chce zabrać kilkanaścioro dzieci z rodzin najbardziej poszkodowanych przez wodę. "Co nas nie zatopiło, to nas potruje!" - Gaz był, woda też, kanalizacja działała. Tylko prądu nie było i kontaktu ze światem - mówi K. Zalewski. - O powodzi wiedzieliśmy na tyle wcześnie, że zdążyliśmy zaopatrzyć się w jedzenie, jakieś puszki, itp. Wyżerka była wielka, bo co kto miał w zamrażarkach, to wyciągał i trzeba było zjeść prawie od razu, tak że na mięso nie można było patrzeć. A wyrzucić szkoda... Niestety, wśród stert śmieci na chodnikach i tak jest wiele psujących się rzeczy, prawdopodobnie również jedzenia. J. Judyńska-Turło nie ukrywa, że dziś boi się każdego deszczu, ale i upałów, bo to wszystko będzie strasznie śmierdziało. Niektórzy idąc na skróty zaczynają w domowych piecach palić to, czego nie zabrał zakład komunalny. Sąsiadów przyprawia to o ból głowy. - Co nas nie zatopiło, to nas potruje! -mówi zdenerwowana kobieta w średnim wieku. - Smród, że można się zabić. Inni z kolei wykorzystują koniunkturę i podnoszą ceny na materiały budowlane. - Nie mogę się z tym zgodzić, że jest na to pozwolenie społeczne. Nie jestem zwolennikiem pilnowania cen, ale są sytuacje, że ktoś powinien uderzyć ręką w stół - zauważa Bronisław Makowiecki. Jedni trzymają się zasad, inni idą na skróty, poszkodowani liczą straty i naprawiają szkody, na czym ktoś zbija kapitał. Niestety, podczas powodzi również górę biorą prywatne interesy. Straty mniejsze niż w 1997 r.,ale gdyby był zbiornik Racibórz - Pamiętam, jak wiele lat temu, na Odrze między Kędzierzynem a Raciborzem cały czas pracowała pogłębiarka. Ona w ogóle stąd nie wyjeżdżała - zauważa p. Bronisław, kiedy rozmowa schodzi na przyczyny powodzi i jej zapobieganie. - Druga rzecz, to zbiornik Racibórz... Owego rezerwuaru wciąż nie ma, mimo że jego potrzebę widziano już po powodzi w 1904 roku. Niestety, Niemcom nie udało się go zrealizować. A szkoda. Jakie dziś są szanse na zrealizowanie takiej inwestycji? - Mam przesyt spotkań w sprawie zbiornika Racibórz, pisania petycji, działań w grupie samorządowców w tej sprawie - mówi prezydent Wiesław Fąfara. Jest przekonany, że jest to ratunek przed takimi powodziami, ale widzi, że wszystko kończy się na rozmowach przy stole. Po powodzi w 1997 roku Kędzierzyn-Koźle został jednak mocno obwałowany (ma to też złe strony), a także wyciągnięto wnioski, które dziś się przydały. Jak mówi Andrzej Leja, kierownik Wydziału Reagowania Kryzysowego w magistracie, miasto wzbogaciło się o urządzenia techniczne, system ostrzegania i alarmowania, system łączności, dziś było wiadomo, na co zwrócić uwagę, które miejsca bardziej patrolować. Na ile akurat te elementy zminimalizowały majową powódź - trudno powiedzieć. Faktem jest, że straty stanowią jedną piątą tych sprzed trzynastu lat. Razem z wykorzystaniem historii Oba miasta, Kłodzko i Kędzierzyn-Koźle łączy nie tylko wspólna niedola powodzi, ale również zabytki. W jednym i w drugim znajdują się kilkuwiekowe twierdze obronne, które stały się podstawą do stworzenia jednego projektu, czego efektem są siostrzane imprezy, m.in. Dni Twierdzy Kłodzkiej i Dni Twierdzy Koźle. Pierwsza z nich planowana jest na sierpień, druga na wrzesień. Kędzierzyn-Koźle ma też warunki do rozwoju sportów wodnych. Ale jest problem. - o nam uda coś zrobić, przyjdzie powódź i następuje blokada, trauma. Dziś rekreacja, sport na wodzie padły nam całkowicie - podsumowuje prezydent W. Fąfara. Pomoc wciąż potrzebna Kędzierzyn-Koźle nadal potrzebuje pomocy rzeczowej, głównie środków chemicznych i higienicznych, rękawic, ścierek, łopat, wiader, gumowców ubrań roboczych i materiałów budowlanych. Dla osób i firm, które chcą przekazać pomoc finansową, podajemy nr konta: PKO BP SA O. K-Koźle, nr 54 1020 3714 0000 4902 0012 6854 z z dopiskiem "POWÓDŹ". Małgorzata Matusz, Bogusław Bieńkowski