Telewizja Puls, której większościowym udziałowcem jest zakon ojców franciszkanów, wycina z emitowanych filmów sceny erotyczne. Zabrakło ich w emitowanej "Gorączce" Agnieszki Holland, podobnie potraktowano "Perłę w koronie" Kazimierza Kutza i kilka innych filmów. Twórcy ślą publiczne protesty, oskarżają telewizję o cenzurę i łamanie praw autorskich, tymczasem zakonna telewizja robi swoje. Jest zatem jak w Polsce. Psy szczekają, karawana jedzie dalej. "Trudno sobie wyobrazić, żeby w stacji promującej wartości chrześcijańskie emitowano filmy ze scenami erotycznymi" - można było przeczytać w oświadczeniu prezesa Pulsu. Z pisma wynika też, że usuwanie erotyki podyktowane jest "troską o widza". Skoro tak, to niech będzie. Nie rozumiem tylko jednego. Po cholerę pan Bóg obdarzył człowieka popędem seksualnym? Czyżby Wszechmocny dopuścił się fuszerki, którą zmuszeni są korygować Jego ziemska generalicja i oficerowie? To jednak nie koniec seksualnej kontrrewolucji, której jesteśmy mimowolnymi świadkami. Jeśli Empik dotrzyma słowa, to w maju znikną z półek tej sieci pisma erotyczne (spoko, Playboy i CKM ocaleją). Zamiast świerszczyków mają pojawić się magazyny "o bardziej popularnej tematyce". Ciekawa to strategia edukacyjna w kraju, w którym - jak wynika z badań - 60 procent Polaków nigdy nie ogląda swoich małżonków nago. Postanowiłem przeciwdziałać. W prezencie zafundowałem znajomej "Stulecie seksu" za 79 zł. Uznałem, że wydatek 79 groszy za każdy opisany rok dwudziestowiecznej rewolucji obyczajowej, czyniło go w miarę racjonalnym. Myliłem się, do tego w dwójnasób. Złośliwe (są inne?) koleżanki z pracy stwierdziły bowiem, że zarówno barwa moich włosów jak i wyjątkowa skłonność do rozrzutności niechybnie świadczą, że wśród przodków miałem Szkota wygnanego z ojczyzny za nadmierne skąpstwo. Do złośliwości jestem przyzwyczajony. Gorzej, że w nieliche kłopoty wpędziłem też obdarowaną. Mam bowiem przypuszczenie graniczące z pewnością, że nie wpisała mego szczodrego daru do swojego PIT-a. Tym samym oszukała fiskusa zaniżając przychody. Popełniła zatem (przeze mnie!) przestępstwo karno-skarbowe. Absurd? Nie. Takie są przepisy. Podarunek, którego wartość przekracza 76 złociszy powinien trafić do odpowiedniej kratki w rocznym zeznaniu podatkowym. Żeby Polska, była Polską wyjaśnijmy od razu, że i ten przepis - jak niemal każdy - można obejść. W przypadku książki, którą podarowałem wystarczyło wyrwać jedną ilustrację, by obniżyć wartość tak niebezpiecznego prezentu. Za nic nie wolno jednak bezmyślnie obsypywać kobiet kwiatami. Bukiet za 200 zł to fiskalny koń trojański. Trzeba podzielić go na trzy wiązanki. Wręczamy po kolei. Na szczęście ustawodawca nie określił, ile czasu musi upłynąć między kolejnymi aktami uwielbienia. Można też kwiatki kupić luzem. Dajemy po jednym, po czym wręczamy celofan, przybranie i inne dekoracyjne duperele. Legislacyjne absurdy w polskim prawie tropi poseł Palikot (ten od publicznego wymachiwania wibratorem). Nie wróżę mu sukcesów, bo "z głupotą sami bogowie walczą nadaremno". Ostatecznie tak pisał wielki poeta, filozof i dramaturg Friedrich Schiller w - nomen omen - "Dziewicy Orleańskiej". Autor: Żuraw